środa, 21 listopada 2012

Sasiedzi..

K. i U. nadal w Bawarii, choc juz tydzien temu mieli wrocic do Polski. Nie za bardzo maja wplyw na to kiedy wroca...
Dzis rano K. zobaczyla w nieodebranych polaczenia od sasiadki K. i U.
(Skoro dzwoni az sasiadka to musialo sie cos stac! ani chybi! pekla rura, nadeszla powodz, w wyniku spiecia spalilo sie cale mieszkanie tudziez nastapil wybuch gazu, z wlamaniem na czele!)
Nim nawiazala kontakt z sasiadka oczyma wyobrazni zobaczyla  zgliszcza, osmalone sciany, wywazone drzwi, gruzy i walesajace sie wychudzone bezdomne koty szukajace pozywienia...
- A daj spokoj czemu sie denerwujesz skoro jeszcze nie wiesz po co dzwonila? - probowal tlumaczyc U.
- A jak jakas rura pekla w mieszkaniu i nie mozna sie tam dostac i wszystko zalane?- odpierala rzeczowe argumenty K.
- No to i tak nic nie zrobimy bedac tu, poza tym mamy ubezpieczenie - nie dawal za wygrana U.

Coz jak sie okazalo sasiadka dzwonila bo martwili sie o nas Panstwo B. Staruszkowie nie wiedzieli juz czy dzwonic na policje czy moze do jakiejs ambasady... a K. w swym przedwyjazdowym roztargnieniu nie pomyslala by wziac od nich numer albo podac swoj. Samej sasiadce tez wydalo sie podejrzane ze nas tak ni widu ni slychu i zadzwonila.

Wziela wiec od sasiadki numer do Pastwa B. zadzwonila i wyjasnila co i jak. Pan B. zly jak osa bo sie martwili ponoc nie tylko oni. K. zrobilo sie glupio.

Ale przynajmniej wie ze mieszkaja z U. w otoczeniu sasiadow ktorzy jednak interesuja sie tym co sie dookola dzieje.



sobota, 17 listopada 2012

Kulinarnie...

K. lubi gotowac. Nawet bardzo. Ma juz kilka konkretnych ksiazek kucharskich, ulubione czasopisma, liste blogow ktore czesto odwiedza. Jeszcze nie wie kiedy wroca z U. do Polski ale juz knuje i obmysla czego to ona nie ugotuje i nie upiecze po powrocie.
Na blogach kulinarnych czesto czyta komentarze bo mozna z nich wyciagnac sporo informacji. I nie tylko... Bo niektore oslabiaja...
Np. W przepisie jak byk podane ze trzeba z podanych skladnikow zagniesc ciasto i odstawic w chlodne miejsce na 5-6 tygodni. Proste? proste. Przechodzimy do komentarzy, a tam:
"czy to ciasto moze stac tak dlugo surowe? przeciez tam sa jajka, nic mu nie zaszkodzi? Prosze o odpowiedz"
I jak to skomentowac? Przeciez skoro tak jest w przepisie to chyba wlasnie tak trzeba zrobic???
albo inny kwiatek:
"50 gram to ile ml?" - Naprawde autorka komentarza uwaza ze czlowiek piszacy bloga kulinarnego ma wszczepiony pod skora przelicznik wag i miar? Przeciez takie informacje mozna zdobyc samemu, w necie sa miliony rozmaitych przelicznikow i wystarczy poszukac...
albo po raz 50-ty pytanie o to samo... bo rzeczywiscie szybciej i wygodniej jest napisac komentarz i czekac az zarobiona autorka bloga odpowie znow na to samo pytanie niz przegladnac komentarze...

Coz, K. do niedawna bawila sie swietnie czytajac w przepisie np ze:
- forme na tarte nalezy wysmarowac maslem OD WEWNETRZNEJ STRONY (serio ktos probowal od zewnatrz? :D)
czy tez trafiajac na przepis w baaardzo starej ksiazce kucharskiej zaczynajacy sie od slow "rano wstac, wszy posciel odrzucic" (ale gdzie odrzucic? a mozna poskladac? ;D)

Czytajac jednak coniektore cholernie inteligentne pytania przestaje sie dziwic autorom przepisow...

K. wie ze na blogi zagladaja czesto osoby ktore chca moze po raz pierwszy cos ugotowac i taka osoba pyta o podstawowe rzeczy - to jest jak najbardziej na miejscu, ale pytac o cos co jest dokladnie opisane w przepisie albo o cos co mozna sprawdzic samemu? Dla niektorych ludzi przepis powinien sie zaczynac od slow "wlaczyc myslenie, wylaczyc problemator"

środa, 14 listopada 2012

Wpis nieco wulgarny...

Po czym poznac ze U. jest zly? Klnie. Jak prawie wszyscy. Jeszcze do niedawna K. potrafila odroznic czy U. jest bardzo zly (klal po niemiecku) czy tylko troche (klal po polsku). Teraz juz nie wiadomo...
Dzis wulgaryzmy U. weszly na nowy poziom ;) Otoz zamiast "Kurwa macie" K. uslyszala "Kurwa di macie"... Zapytala U. czemu tak i co znaczy owe "di" (bo u U. nic a nic nie jest przypadkowe).
- Bo tak jest wiecej elegancki, Kochanie - wyjasnil U.

No tak, jak juz klac to elegancko... ;)

środa, 7 listopada 2012

Z ostatniej chwili...

K. leci dziś do U. (Lylowa! będę przelatywać nad Twymi włościami! I nawet wyląduję nieopodal :). Nieco niekumata w sprawach latania jest bo tak jakoś wyszło, że nigdy latać nie musiała. Próbuje się odprawić przez internet... Jak by nie wpisywała to odprawa nieudana... Tak więc, nerwy K.... nerwy U.... (zakończone tekstem "daj znać czy mam po Ciebie jechać na lotnisko").
Nagle K. wpada na pomysł by zadzwonić na infolinie i zapytać o co kaman. I co usłyszała? Że z takim nazwiskiem to sie trzeba na lotnisku odprawiać! Poczuła się jak jakaś Talibka :P



P.S. K. z utęsknieniem czeka na zmianę nazwiska, bo jej własne, w które bezczelnie wkomponowały się polskie litery już nie jeden raz narobiły bigosu w DE.