niedziela, 30 września 2012

Troskliwy U.

U. aktualnie w Bawarii. Rozmawia z K. przez telefon w niedzielny poranek.
- O! chyba jabłka pozrywam! - wpadła na iście genialny pomysł K. i nie omieszkała sie podzielić z U. swoimi planami
- Tylko rękawiczki ubieraj! - powiedział U.
- ??? rekawiczki??  po co? - zdziwiła się K.
- No przecież masz alergie na jabłki! - przypomniał U.

Tak, K. ma alergie na jabłka ale wyłącznie surowe (upieczone czy ugotowane może jeść kilogramami) i wyłącznie wtedy kiedy je zje a nie dotknie. Jednak K. ujeła troska U. i pamiętanie o tym co K. szkodzi :)

K. podejrzewa, że U. przy następnej takiej okazji powie:
- Tylko nie wchodź na drzewo!
Bo K. zbyt wysoko nie mogła sięgnąć i wdrapała się na drzewo i rzecz jasna musiała z niego spaść i obić tyłek - na kwaśne jabłko...

sobota, 29 września 2012

Poważny wiek ;)

Młodsza ostatnio skończyła 6 lat. Nikt nie wie jak to się stało i wszyscy przeliczają na palcach lata od jej narodzin dla pewności i zawsze wychodzi bezlitosne 6...
Przy okazji małego spędu rodzinnego z tejże okazji Młodsza lepiła z mamą tzw. kieszonki z ciasta francuskiego (ot pokroić gotowe ciasto na kwadraty, ułożyć na każdym składniki wg upodobania i zalepić w kopertę, posmarować jajkiem z wierzchu i wrzucić do piekarnika aż staną się jadalne)
Na te przygotowania wpadła K. razem z wujkiem U.
K. widząc Młodszą lepiącą zawzięcie kieszonki, zagadała:
- Ale Ty zdolna jesteś, takie ładne kieszonki potrafisz zrobić, no, no, to mama ma fajnego pomocnika w kuchni...
Na te słowa Młodsza zawiesiła na moment lepienie, podniosła powoli głowę, spojrzała K. prosto w oczy i z poważną miną poważnym tonem powiedziała:
- Przecież   mam   już   6  lat...





wtorek, 25 września 2012

Prawie 119...

K. musiała zrobić wycieczkę do swojej przychodni po receptę, bo zdążyła zeżreć całe opakowanie leku a podupaść na zdrowiu nie chciała. W niedzielne popołudnie zalogowała się do panelu pacjenta wybrała sobie dzień, godzinę, lekarza... I chwilowo zapomniała o sprawie.
W poniedziałek o 7.30 dzwoni telefon...
- Dzień dobry, dzwonie z przychodni, pani ma na jutro na 15:00 umówioną wizytę u doktora T. jednak go nie będzie, będzie w zastępstwie doktor G. i mogłabym przepisać panią gdzieś na rano... - monologuje pani z recepcji
- Tak, tak dobrze, ok, niech będzie, tak pasuje - odpowiedziała półprzytomna, wyrwana ze snu w środku nocy K. i odłożyła telefon.

Późnym poniedziałkowym wieczorem, przypomniała sobie o wizycie i zalogowała się do przychodni by sprawdzić co i jak bo nie za bardzo pamiętała o co biegało pani z recepcji.
Okazało się, że wizyta jest o 7.40 w nocy! Przychodnia na drugim końcu miasta...

Wstała więc, wzięła szybki prysznic, ubrała się, porwała upieczoną dzień wcześniej muffinkę i poszła na autobus... Autobus nr 119...

Poczekała chwilę, autobus przyjechał, spojrzała kątem oka na numer, wsiadła.... usiadła i coś tam zaczęła sprawdzać w telefonie. Za jakiś czas spojrzała przez okno i ujrzała plac Kromera...
- hmm, przez Kromera???? znowu jakiś objazd??? dziwne...  - pomyślała K. i wróciła do grzebania w telefonie...

- Linia 116, Kierunek Plac Grunwaldzki - zagrzmiała pani z głośnika...
- ^@#(&^$$#@#^*^$# - pomyślała K. i zszokowana własną głupotą wysiadła z autobusu.
Jako, że to całe MPK K. ma dość dobrze ogarnięte, znalazła jakieś alternatywne połączenie i dotarła pod przychodnie z ledwie 3 minutowym opóźnieniem. W recepcji panie chciały, tu podpis, tam podpis... bo się coś tam pozmieniało a K. już po czasie...
- Trzeba chwile wcześniej przyjść - odpowiedziała pani
- Zwykle jestem, ale dziś nie wyszło...
- Korki są?
- Nie, Okrutne Zrządzenie Losu...
- Bywa, a jak to zrządzenie losu się uweźmie...

A na dodatek K. dostała znowu skierowanie na badania krwi bo doktor woli się jeszcze raz upewnić czy ostatnie fatalne wyniki morfologii, będące błędem laboratoryjnym, są na pewno błędem... I szczegół, że już 2 razy badania powtarzano celem upewnienia się i 2 razy wyszło, że tak to był błąd. Żyły K. powinny mieć już zamontowany kranik!



Bo K. bardzo lubi poranki, tylko czemu one są tak wcześnie???








środa, 19 września 2012

Starość, nie radość...

Starsza i Młodsza mają swoje urodziny w niedużym odstępie czasu. W rodzinie U. przyjęło się, że dzieciom nie daje się zbyt wielu prezentów kupionych a zamiast tego robi się coś specjalnie dla nich, oddając im trochę swojego czasu. Tak więc K. i U. z okazji urodzin dzieci zabrali je na ich ulubione jedzenie, lody a potem do "Parku Rozrywki dla nieletnich", który to obydwie uwielbiają. Parku z mrożącą krew w żyłach gumową górą...

- Młodsza, ja Cię lojalnie ostrzegam, że jak znów wleziesz na gumową górę to nie będziemy po Ciebie tam wchodzić, sama będziesz musiała sobie poradzić, ok? - powiedziała do Młodszej K. mając w pamięci wyczyny Młodszej podczas ostatniego wypadu do Parku Rozrywki.
- Wiesz ciociu, Ty jak na swój wiek jesteś zbyt poważna, popatrz na wujka U. on jest przecież starszy a jednak bardziej rozrywkowy - podsumowała Starsza

Cioci K. nie pozostało nic innego jak strzelić karpia i pogratulować Starszej (ośmiolatce!) elokwencji. Wujek U. natrząsał się intensywnie 2 godziny, co z resztą z małymi przerwami czyni do dziś ;)

Ciocia K. z tego wszystkiego zaczęła rozważać, czy aby na przekór Starszej nie wleźć znów na tę chędożoną górę, acz zapewne zostałaby posądzona o kryzys wieku średniego!

;)

piątek, 14 września 2012

Saarland

Godzina 5:30 rano, Serways przy autostradzie, gdzieś w czeluściach Niemiec:
- Przepraszam, toaleta jest na dole, tak? - zapytała nieprzytomna K. dwie panie z nadzwyczaj wesołego i rześkiego personelu
- Tak, (tu nastapił niezrozumiały dla K. świergot obydwu bardzo wesołych pań) 
- eee, przepraszam, nie wszystko rozumiem, nie mówie za dobrze po niemiecku... - wyjaśniła K. patrzac nieprzytomnie na roześmiane panie
- hihi hi hi, o tej porze nikt nie mówi dobrze po niemiecku, hi hi hi - odpowiedziała jedna z nich
- hmm chyba się nie zrozumiałyśmy... w ogóle jak można o tej porze być tak wesołym? - pomyślała K. i zaczeła szukać schodów...

Niedługo po 8:00 dojechali na miejsce. Dość osobliwe miejsce bo bardzo malownicze, całkiem poziomych ulic nie stwierdzono. Wszystkie miejscowości mają taki francuski, małomiasteczkowy klimat, drogi natomiast zdecydowanie polskie (biorąc pod uwagę kąty nachylenia owych dróg K. chyli czoła przed robotnikami którzy niegdyś zdołali wylać tam asfalt i wcale się nie dziwi, że nie garną się do naprawiania powstałych dziur). Chodząc po uliczkach miasteczka ma się wrażenie jest się na końcu świata i że dalej za tymi miasteczkami nie ma już kompletnie nic. Ludzie, a zwłaszcza kobiety zdecydowanie amerykańskie i tylko niemiecka mowa oraz wszędobylskie Backerei z preclami na czele, przypominały, że jesteśmy w Niemczech.

Co do tych kobiet, to nie chodzi o ich gabaryty ale o zaniedbanie... bo żeby na miasto wychodzić w wyciągniętych dresach i z tłustymi włosami? Przed wyjazdem uważała, że ulubiony w Polsce zestaw skarpetki + sandały tudzież klapki to obciach. Po kilku dniach spędzonych w Saarlandii uważa, że jeśli te skarpetki stanowią parę, to jest całkiem nieźle ;) 

Ilekroć K. chciała zwyczajną herbatę z cytryną, miała wrażenie, że ma wymagania z kosmosu bo... w ogóle czarna herbata?? w dodatku z cytryną??? kto to widział tak pić? Toż to Niemcy nie Anglia!
Dostała takową jedynie w hotelu i właściciela hotelowej restauracji będzie za to wielbić na wieki ;)

Dziwne to było miejsce, choć wypad zalicza się do tych udanych, bo K. lubi poznawać wszytko co inne niż polskie :)

sobota, 8 września 2012

Męski punkt patrzenia ;)

Do   ślubu K. i U. został jakiś rok. K. więc zaczęła się rozglądać za stosownym odzieniem w postaci sukni.
Znalazła całkiem niczego sobie suknię - prosta, bez udziwnien, niewiadomo jakich falban, z delikatnym motywem kwiatowym w pasie - no cud miód! Wysłała więc linka do U. aby również wyartykułował kilka ochów i achów.

2 dni później:
- Kochanie widziałeś linka co Ci wysłałam? - zapytała K.
- Tak, widziałem, ale nie wiem co widzisz w tej blondynce, są ładniejsze. - odpowiedział całkiem poważnie U.
- U.! To tylko modelka! o sukienkę mi szło! - zirytowała się K.
- To trzeba było doprecyzować na co mam patrzeć i ogólnie to nie wiem czemu te wszystkie sukienki są na kobietach - wyjaśnił rozbawiony U.
- Noo masz rację, na facetach wyglądałyby lepiej... ja nawet nie zwróciłam uwagi na to czy blondynka czy brunetka a może ruda! - odrzekła K.

Faceci... wpadlibyście na to, że na zdjęciu UBRANEJ kobiety, może chodzić o modelkę??


wtorek, 4 września 2012

Cztery pancerniki i pies

Niedzielny poranek. K. i U. leżą jeszcze w łóżku...
- A jest taki film u was... cztery pancerniki i pies? - zapytał U.
- Hehe, "Czterej pancerni i pies"? No pewnie! To kultowy serial. - odpowiedziała K.
- No bo wiesz, tam w Niemczech mam grupa pracowniki, 4 Polaków i jeden Niemiec. I te polskie pracowniki mówią, że oni są pancerniki a ten jeden Niemiec to pies i teraz wiem dlaczego tak - wyjaśnił U.

K. w myślach pozdrowiła swych rodaków i ich cenne pomysły ;)

Podaj dalej ;)

Zaszczyt mnie w tyłek kopnął i zostałam nominowana przez Klepsydrę. Dziękuje jej bardzo za miłe wyróżnienie. Też nie przepadam za łańcuszkami ale skoro Klepsydra się poświęciła... ;)







Zasady Versatile Blogger Award:

- Trzeba nominować 15 blogów do wyróżnienia
- poinformować nominowanych o wyróżnieniu
- napisać 7 faktów o sobie (???)
- podziękować Bloggerowi, który Cię wyłonił u Niego na blogu
- zawiesić nagrodę na swoim blogu

Od razu lojalnie uprzedzam, że 15 blogów nie wymienię, wymienię te najbardziej ulubione i koniec! Najwyżej będą Pobite Gary! ;)

Wiem, że nie wszyscy zapałają entuzjazmem do zabawy ale przecież to tylko zabawa i jeśli nie weźmiecie udziału to raczej pech ani nieszczęście na Was nie spadnie :)

A więc (kolejność przypadkowa) :

1. Bajka - http://we-troje.blogspot.com/ - jedyny blog o dzieciach, który czytam ;) Bo Bajka nie przesładza a pisze z humorem tak, że nawet tym niedzieciatym przypadnie do gustu.
2. Klepsydra - http://babiszon.blog.onet.pl/ - nie, nie dlatego, że Klepsydra nominowała mnie, a dlatego, że pisze kobita co myśli bez owijania w bawełnę. I zwykle ma rację.
3. Też Klepsydra ( no co? blogi miały być, nie autorzy ;) - http://cassiopeae.blogspot.com/ - tym razem opowiadania. Trzeba przyznać, że umie baba pisać i trzymać w napięciu ;)
4. Guzikowianka - http://nieguzikowyswiat.blox.pl/html - z Guzikowianką znam się osobiscie i wybitnie oryginalnie. Poznałysmy się mając tego samego faceta w tym samym czasie. Wydało się, więc faceta odesłałysmy w dziadkowych majtach i szarych skarpetach a same zdążyłyśmy już razem mieszkać, razem pracować... znowu razem mieszkać... wprawiając w zdumienie co niektórych bo przeciez jako "konkurencja" powinnyśmy sie szczerze nienawidzić. Guzikowianka bedzie także świadkiem na jednym ze ślubów K. i U.  Teraz Guzikowianka stacjonuje w Afganistanie i stamtąd pisze egzotyczne opowieści.
5. J.Dark - http://jdarkhandmade.blogspot.com/ - co tu dużo gadać, ma dziewczyna talent.
6. Red - http://podostrzalem.blogspot.com/ - też się znają i trzymają, tym razem ze studiów, nominowany bo oryginalny i przypadł K. do gustu.
7. Lylowa - http://wrzosowy.blox.pl/html - bo pisze tak po prostu sielankowo o zwyczajnych codziennych wydarzeniach.
8. Piotr Koder - http://piotr-koder.blog.onet.pl/ - pisze co prawda od wielkiego dzwonu ale i tak lubie czytać. Podoba mi się styl tejże pisaniny :)

Siedem faktów:

1. Potrafię obsługiwac kosiarkę spalinową, sama sprawdzam poziom oleju, tankuję i koszę trawę. Przy tym nie mam prawka i w temacie motoryzacji jestem kompletnie zielona.

2. Mam fobię okruszkową - w kuchni nie może zostać na noc ani pół okruszka czegokolwiek bo przyjdą mrówki. Fakt, że jeszcze żadna mi nawet do kuchni nie zajrzała i nie wiadomo czy w ogóle ma taki zamiar nie robi na mnie najmniejszego wrażenia.

3. Jestem spaczona w temacie kawy. Zjeżdżając z U. z autostrady do Serways o 3.00 nad ranem, w stanie totalnej nieprzytomności od razu rzuca mi się w oczy zbyt pełny zbiornik na zmieloną kawę (o tej porze nie ma szans  na zużycie całego zbiornika nim kawa wywietrzeje). Dostaję też białej gorączki gdy pani robiąca kawę twierdzi, że cappuccino od latte różni sie tylko sposobem spienienia mleka.

4. Nie lubię psów. Toleruję tylko te, należące do moich znajomych.

5. Poza wątróbką, kaszanką, orzechami i paluszkami krabowymi jem wszystko. Tych ostatnich nie zjem nawet w obliczu śmierci głodowej i irytuje mnie sam ich widok w sklepowych chłodziarkach. Kiedyś kraba hodowałam w terrarium. Nazywał się Stefan. Przyjaciół sie nie je.

6. Przez zdecydowaną większość swojego życia, byłam bałaganiarą, nieznoszącą bałaganu ;)

7. Nigdy nie brałam udziału w blogowych łańcuszkach ;)