wtorek, 29 maja 2012

Umyta księgowa

Wtorkowe przedpołudnie. K. własnie wróciła od dentysty, zastała U. rozmawiającego przez telefon (a jakżeby inaczej ;) Rozciągnęła swoją powłokę na łóżku obok rozmawiającego intensywnie U. i przysłuchiwała się rozmowie...

- ... tak, to jest księgowa czysta numer... - rozprawiał z jakimś urzędem U.

K. w tym momencie utkwiła wzrok w jednym punkcie, chwilę zastanawiając się co poeta mógł mieć na myśli... Nie domyśliła się, spojrzała więc U. przez ramię na ekran laptopa w poszukiwaniu tekstu przeczytanego właśnie przez U. ...
- księga wieczysta - szepnęła do U. poprawiając go i zanurkowała twarzą w poduszkę śmiejąc się perfidnie...

K. podziwia U., który potrafi w takiej sytuacji zachować profesjonalną powagę, jedną ręką intensywnie rozmawiając a drugą intensywnie wbijać palce w żebra K. by ta przestała się w końcu nabijać ;))


czwartek, 24 maja 2012

Upalne pomyłki

K. wybrała się na zakupy do Korony. Z racji nieobecności U. - autobusem. Wyszła z domu i właśnie przejeżdżał ten, właściwy, jedynie słuszny autobus. Do przystanku śmiesznie blisko, więc dobiegła. Wsiadła, zajęła miejsce przy oknie, rozsiadła się, akcja szyba, kilka przystanków i będzie na miejscu. Kątem oka spostrzegła babulinkę, obładowaną zakupami, która usiadła obok niej, zastawiając reklamówkami wolną przestrzeń na podłodze. Torby z zakupami hipermarketu do którego właśnie wybierała się K. nie dały absolutnie nic do myślenia... Ujechały tak ze 3 przystanki...
- Ale dziś upał, no żyć się nie da, ledwo z tej Korony dotargałam zakupy... - monologowała babulinka w stronę K.
- no, tak upał... - skwitowała K. nie bardzo mając ochotę na konwersacje w saunie na kółkach

Zaraz, zaraz... skoro babcia wraca z Korony, a K. do Korony właśnie zmierza a obydwie jadą w jednym autobusie w konkretnym kierunku... 
      ...to znaczy.... 

             ...że którejś coś się zdrowo popier... z tego upału... Pytanie tylko której...

Spojrzała na reklamówki raz jeszcze, jak nic z Korony... spojrzała za okno... zdecydowanie nie zna tych rejonów... Mhm... wygląda na to, że ten autobus w Koronie JUŻ BYŁ i to zanim znalazła się w nim K.

Ze stoickim spokojem wygramoliła się ze swojego miejsca, wysiadła na najbliższym przystanku. Jego nazwę widziała pierwszy raz w życiu na oczy. Znalazła przystanek w strone przeciwną, przeanalizowała tablicę, wynikało z niej, że jedyny przejeżdżający tędy autobus, w stronę tym razem właściwą będzie za 32 minuty...
W trakcie zwiedzana nowej okolicy w 30 stopniowym upale, uznała, że jednak z Korony nic nie potrzebuje...



Już nie będzie dziwnie spoglądać na ludzi mieszkających w tym mieście od lat, mylących kierunki autobusów...


środa, 23 maja 2012

K. ma sprawę...


Dziś przyszedł do niej człowiek i zapytał czy mógłby coś pomóc w ogrodzie bo chce zarobić coś na pampersy dla dziecka i na mleko. K. pracy w ogrodzie ma nieziemską ilość więc się dogadali.
Chłopak wygląda na uczciwego, cieszy się z każdej możliwości zarobienia kilku złotych. Ma niestety kiepską sytuacje finansową, 4-letnie dziecko z autyzmem i 7 miesięczne aktualnie w szpitalu. Potrzebuje trochę ubrań dla dzieci, głównie dla 4 - letniej dziewczynki. Stąd pytanie do Was:
Macie może na zbyciu trochę ubranek na 4 - latkę z których Wasze dzieci wyrosły? Może ktoś z Was zna kogoś komu takie ubranka zalegają i nie ma co zrobić z nimi? Dajcie znać jak by co, człowiek z pewnością się ucieszy.

I dzięki Wam :))

czwartek, 17 maja 2012

Podglądacz

K. nie lubi, kiedy U. wyjeżdża w celach służbowych gdziekolwiek na kilka dni. Oprócz tego, że zwyczajnie lubi jego towarzystwo, ma pewną paranoję... Paranoję pt: "Ktoś na pewno chodzi po tarasie albo zagląda w okna jak śpię" bo mieszkanie jest na parterze. Dziś K. przekonała się, że jej paranoja nie jest wcale taka wydumana...

Środek dnia. K. weszła do sypialni po telefon i nagle cofnęła się o krok. Przez okno zaglądał do sypialni jakiś facet. Zaglądał zdecydowanie celowo, bo aby zajrzeć, trzeba się jednak postarać - wejść do ogródka, znaleźć coś na czym można stanąć...
K. wnerwiła się w ułamku sekundy i pobiegła do drzwi wejściowych nim jegomość zdążył do nich dojść. Nie czekając na wyjaśnienia, powiedziała mu kilka ciepłych słów, pogroziła, zwymyślała i dała całe 3 sekundy na oddalenie się.
- Aaaale ja do Krystiana... - próbował się tłumaczyć podgladacz
- I sprawdzał Pan czy go przypadkiem nie ma u mnie w sypialni rozumiem? - zapytała wściekła K.
- Nie... no bo ja yyy, tu dwa dzwonki są i nie wiedziałem który...
- ŻADEN! Nie mieszka tu żaden Krystian! Za Panem znajduje się bramka i proszę z niej natychmiast skorzystać!- wyjaśniła K.
- ale co się tak Pani dener...
- Teraz! - ponagliła K. posyłając spojrzenie niecierpiące dyskusji. Usłyszała hałas u sąsiadów na górze i odruchowo odwróciła się. W tym czasie jegomość zniknął. Po prostu, zdematerializował się.


Później usłyszała rozmowę u sąsiadów:
- Ty Hania, Zbyszek miał przyjść, nie?
- No o 15 miał być...

K. na swoje usprawiedliwienie ma to, że nie znosi takiego bezczelnego wścibstwa i włażenia z butami w czyjąś prywatność. I to, że Pan chciał do Krystiana, a tu żaden taki nie mieszka ;) Że niby ze stresu imiona pomylił?



poniedziałek, 14 maja 2012

Ogródkowe znajomości

K. w ramach prac ogrodowych zapoznaje się z sąsiadami dookoła...

Ogród z lewej:
Ulubiona sąsiadka K. i U. można zamienić z nią parę słów, wymienić się informacjami ogródkowymi, porozmawiać o różnych sprawach.

Ogród na przeciwko:
Przemiły staruszek, który bardzo ciepło powitał  K. i jak to stwierdził: "Będziemy sobie pomagać! "

Ogród w kącie na przeciwko/z prawej:
Wiecznie piknikujące pod wielką magnolią starsze towarzystwo. Nieco irytujące, bo głośne i dymiące.

Ogród z prawej:
Sąsiadkę z ogrodu z prawej K. ujrzała dopiero dziś. Sąsiadka z kategorii wścibskich. Wywiązał się taki oto dialog:
- A co to sąsiadka sadzi czy sieje? - zapytała sąsiadka
- I jedno i drugie - odpowiedziała K.
- A co to sama tak dba o ogród? - dopytywała sąsiadka
- Sama - odpowiedziała K.
- A co to??? padało??? to na cholere ja podlewam??? - zdziwiła się sąsiadka bacznie obserwując wodę cieknącą po schodkach w ogrodzie K.
- Tak padało...  - wyjaśniła K.   ... karcherem padało... dokończyła pod nosem.*

*K. chwilę wcześniej umyła karcherem narzędzia których używała. Stąd woda lejąca się po schodkach. Sąsiadka tak zaabsorbowana ogrodem K., że nie spostrzegła iż u niej ziemia sucha jak pieprz. Ów sąsiadka nie miała też ze sobą nic do podlewania.

piątek, 11 maja 2012

Modernizacje muszą być!

K. i U. mieszkają w cudnym mieście Wrocław, ostro przygotowującego się do EURO 2012. W tym celu stare i całkiem dobre automaty parkingowe zostały zamienione na nowe, lepsze, mądrzejsze...
Tak więc K. i U. przyjechali do Centrum aby załatwić kilka spraw. K. podbiegła do parkometru celem kupienia biletu. Wrzuca monety jeden raz... nic... drugi raz... nic... aaa ok trzeba wpisac rejestrację, wpisuje więc 5 znaków jakie auto U. ma na białych blaszkach. Automat twierdzi że rejestracja jest za krótka... WTF??? nie ma na niej nic więcej, obejrzała samochód i automat raz jeszcze, spróbowała ponownie... ni cholery...hmm może sie coś przełącza... nie jednak nie... 

Tak, automat akceptował tylko i wyłącznie 7 znakowe rejestracje... Modernizacja w sam raz na EURO... 

K. spojrzała na U., U spojrzał na K. wzruszyli ramionami i poszli sobie. 
Wracając zobaczyli nieopodal patrol Policji... hmm może oni coś wiedzą? Podeszli więc i zapytali... Policjanci silili się na powagę acz nie udało im się ukryć zdumienia i rozbawienia nowym wynalazkiem. 

K. po powrocie śmiejąc się jak norka, będąc nieco złośliwą istotą, doniosła newsa do swojego ulubionego radia. Z gotowego reportażu dowiedziała się co sądzi o tym sam właściciel automatów... otóż... Trzeba się do tego przyzwyczaić :D

Poniżej nagranie, dla zainteresowanych :)

czwartek, 10 maja 2012

To koniec...

K. dzis rozwiązała umowę o prace bez okresu wypowiedzenia. Nie czuje się z tym wcale świetnie bo dogadać się z Przełożonym próbowała. Najbardziej chyba irytuje fakt, że ona sie owszem do własnych błędów przyznaje a Przełożony ma zawsze argument na swoje zachowanie. On uważa że to K. jest nie fair. K. uważa że każda ze stron ma troche na sumieniu. Przełożony powiedział o kilka słów za dużo i pokazał że rzeczywiście jest mu obojętne czy K. będzie dalej pracowała czy nie. Nie pozostawił K. innego wyboru. Zdaniem K. szef który potrafi się przyznać do błędu jest cenniejszy niż ten który wie wszystko i cokolwiek nie zrobi to jest słuszne. Mimo tego że wolna już jest, to obiecała kolegom z pracy że dokończy z nimi nową wersję i odejdzie definitywnie w środę, kiedy ów wersja zostanie wgrana. Bo K. juz taka jest...

ale niech ten U. już wróci i przytuli!

Przy okazji chciała podziękować swojemu Blogowemu Kółku Wzajemnych Komplementów jak też Pozablogowym Wtajemniczonym, za wsparcie. K cieszy się, że takie właśnie Kółko ma - może i nieduże ale za to jakie fajne :)

niedziela, 6 maja 2012

Przewrotny majowy "weekend"

Majowy Tydzień (bo składający się z aż 2 weekendów ;) minął bardzo przewrotnie.
Z jednej strony oświadczyny U. (K. chyba jeszcze nie do końca ogarnia rzeczywistość ;) z drugiej strony... zrezygnowanie z pracy w obecnej firmie... To chyba konieczność, acz K. sama do końca nie wierzy we wczorajsze wydarzenia. I tak naprawdę nie wie kto tu zachował się nie fair...
Minął już 4 dzień miesiąca a należnej wypłaty na koncie brak. Zadzwoniła więc do Przełożonego z pytaniem. Z rozbrajającą szczerością zakomunikował jej, że celowo nie przelał jej wynagrodzenia żeby wiedziała jak to jest spóźniać się w terminami w pracy. Wnerwiła się i powiedziała Przełożonemu co o tym myśli po czym rozłączyła się. Bo nie rozumie jak tak można.... Tak, są opóźnienia terminów, tak K. otwarcie przyznaje się do tego, że robi błędy które musi poprawić i pracuje nad ich zniwelowaniem. Ale są kwestie na które K. nie ma wpływu. Tak jak nie do końca ma wpływ na dotrzymanie terminów, bo nad ich dotrzymaniem powinien pracować cały zespół. Bo np nijak nie ma wpływu na to, że np osoba pracująca zdalnie, bierze sobie kilka dni wolnego, nikogo o tym nie uprzedzając mając gdzieś terminy. Karę w postaci opóźnienia przelewu dostaje jednak tylko K. Sam Przełożony też obiecał zrobić kilka usprawnień ale jakoś czasu mu zabrakło. I nie jeden raz bywało, że zwyczajnie zapomniał wykonać przelew. K. przymykała na to oko, bo wie ile rzeczy Przełożony ma na głowie, jest tylko człowiekiem - zdarza się.

U. wrócił do domu i zobaczył K. całą w nerwach. Powiedziała mu co się stało, a jako, że odmówiła wszelkich rozmów z Przełożonym, U. wziął sprawy w swoje ręce. Zadzwonił do niego by wyjaśnić sprawę. Usłyszał, że K. jest bardzo złym pracownikiem, same z nią problemy i ogólna masakra. Dodał też, że jeśli chce ona zrezygnować z pracy to jak najbardziej może bo Przełożonemu jest to doskonale obojętne. To dla K. był szok. Sam Przełożony nie powiedział nigdy bezpośrednio do K. że wszystko totalnie robi źle, owszem rozmawiali o tym co trzeba poprawić i K. miała wskazówki Przełożonego na uwadze podczas pracy ale... wszystko totalnie źle? same problemy? Tak beznadziejnemu pracownikowi chyba nie dorzuca się do obowiązków nowej całkiem dużej kwestii jaką jest... administrowanie budynkiem należącym do Przełożonego (pominąć fakt, że nijak ma to związek z IT). Poza tym jeśli z pracownikiem są same problemy to takiego chyba się zwyczajnie zwalnia a nie trzyma w firmie nie wiadomo po co? K. już pomija fakt, że będąc na L4 pracowała czasem zdalnie, bo wiedziała ile jest pracy i jakim problemem dla reszty zespołu jest jej nieobecność. Bywało także, że będąc na urlopie podłączała się zdalnie do komputera w pracy aby sprawdzić czy wszystko tam gra.

O ile sprawa z opóźnieniem przelewu K. zbulwersowała, o tyle słowa Przełożonego jakoby była totalnie złym pracownikiem i totalna obojętność w sprawie jej dalszej pracy zadecydowała o tym, że K. chyba złoży wypowiedzenie... Bo jeśli Przełożony ma o niej takie zdanie to K. ma na tyle honoru by tą farsę zakończyć. Dobrze robi? Bo już sama nie wie kto tu jest zły i nie fair.


czwartek, 3 maja 2012

Rocznica z niespodzianką

W poniedziałek, minął dokładnie rok (acz zeznania są sprzeczne, czy był to jeszcze kwiecień, czy już maj) od kiedy K.i U. są razem. Minęło nie wiadomo kiedy a wydarzeń i zwrotów akcji w tym czasie było co niemiara...
I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od durnej wiadomości K. do U. kiedy naiwnie sądziła, że nawet jeśli ten Bawarczyk przeczyta, to i tak nie odpisze, a już na pewno nie znajdzie się we Wrocławiu. Tymczasem K. i U. mieszkają już jak stare dobre małżeństwo i nie mogą sobie wyobrazić że mogłoby być inaczej...
W poniedziałek U. zabrał K do Rynku, mówiąc, że koniecznie muszą pójść do knajpki, do której poszli gdy spotkali się na żywo po raz pierwszy.
- Pamiętasz? Tu wtedy też siedzieliśmy, a potem poszliśmy do tego parku - powiedział U. gdy przechodzili koło latarni na Rynku
- No coś takiego było faktycznie - zgodziła się K. jednocześnie zauważając że coś jej nie pasuje...
- U. ale ta knajpka jest tam, to gdzie idziemy? - zapytała kontrolnie K.
- No do tego parku, tam gdzie byliśmy kiedyś - wyjaśnił U.
- Którego? No dobrze... to chodźmy - zgodziła się K. nie rozumiejąc zbytnio takiej sentymentalności u jednak mocno praktycznego na co dzień Bawarczyka

- Patrz, nasza ławka zajęta, to chodź siadamy chwile tu. - zadecydował U.
K. nie miała pojęcia dlaczego ławka  jest nagle nasza skoro siedzieli na niej cały jeden raz ale OK. Musi przyznać, że nie posądzała U. o aż taki romantyzm...
K. przytuliła się do U. który wyciągnął skądś małe granatowe pudełeczko.

- Czy Ty zostajesz moja żona? - zapytał U. nim K. zdążyła zareagować w jakikolwiek sposób
K z wrażenia nie padła, tylko dlatego, że siedziała i... zgodziła się :)
I choć nosi śliczny pierścionek od 2 dni to nadal nie za bardzo ogarnia rzeczywistość ;)


-------------------
Bo wiesz, to miało być całkiem inaczej... miałem dużo gadać, miałem iść na kolana, pierścionek miałem mieć w kieszeni od spodnie a nie ciągnąć z aktówka... - tłumaczył później U. rozbawionej K.
K. swoją drogą "ciągnięcia pierścionka z aktówki" nie zauważyła ;)