poniedziałek, 29 września 2014

U. i umiejętność wychodzenia z opresji...

- Kochanie, a czemu tu leżają te książki? - pyta zirytowany U.
- Ehh, bo... w sumie nie wiem czemu, ale jeśli Ci przeszkadzają to możesz je po prostu przełożyć, jako i ja przekładam, jeśli położysz coś nie tam gdzie trzeba i Ci nawet o tym nie mówie bo ani ja ani Ty nie jestesmy idealni i nie widze powodu by Ci zawracać głowe takimi pierdołami - wyjaśniam
- Ja??? - pyta zdziwiony U.
- Tak, sobie wyobraź, że codziennie robisz coś nie tak, ale że są to głupoty, to nie widze powodu by Cię o nie ścigać.
- Ja... - odpowiada z żartobliwym powątpiewaniem U.
- No sobie wyobraź, że nawet Bawarczycy nie są idealni! - dodaję sakrastycznie
- No Ja! yyyy znaczy Tak, ja to po niemiecku powiedziałem bo znów myliłem języki! - odwraca kota ogonem U.

Niby to językowo kuleje, ale kota ogonem odwraca po mistrzowsku... Udusić? Ja! Tylko nudno się zrobi...


czwartek, 25 września 2014

Matka

Wracam dziś z biura. Wooow nawet mam miejsce do parkowania pod domem! Ale plącze się tam jakiś na oko 2-latek zbierający kasztany. Mamusia czeka na chodniku i się głupiutko uśmiecha. Czekam więc chwilę, by sobie wjechać w miejsce, bo myslałam, że mamusia ściągnie dziecko na chodnik widząc nadjeżdzające auto z kierunkowskazem w prawo. Ale nie... Tak więc zaciągam ręczny i wyłaniam się z auta...
- Przepraszam, czy mogłaby pani zabrać dziecko? chciałabym zaparkować... - zagajam z uśmiechem
- Ale on nic nie zrobi, on sie tylko bawi - odpowiada mamusia
- Proszę zabrać dziecko z ulicy, to nie jest plac zabaw ani nawet chodnik - tłumaczę już nieco dosadniej...

Mamusia z fochem ściągnęła dziecko na chodnik. Ja sobie zaparkowałam. W czasie tych wszystkich operacji zauważyłam, że mam szybę w jakieś drobne kropki. Niewiele myśląc, spryskałam ją i przetarłam wycieraczkami.
Rozległ się wrzask Matki... O Rany! Potrąciłam dzieciaka! Ale nie... przecież stoję w miejscu a Mały kręci się po chodniku obok i zbiera kasztany. Wychodzę więc z auta, patrzę na dziecko, nadal ogarniające temat kasztanów a potem przenoszę pytający wzrok na Matkę...

- Jak pani tak może! Pani się mści! Jak tak można!
- Ale co ja własciwie zrobiłam?? - przerwałam Matce pytaniem
- No dziecko mi pani opryskała!! Pani to specjalnie zrobiła!

Spoglądam jeszcze raz uważnie na Małego. Bo może  rzeczywiście wiatr zawiał i Mały dostał po twarzy, czy po oczach a miłe to napewno nie jest. Ale Mały suchy i czysty, nadal jest bardziej pochłonięty zbieraniem kasztanów niż akrobacjami Matki. Absolutnie nic nie wskazywało na to, że stała mu się jakaś przykrość tudzież krzywda. Albo, że wogóle znalazł się w polu rażenia spryskiwacza.

- Pani się nie obawia, ja nie pobieram opłat za mycie dzieci - odpowiedziałam zbulwersowanej Matce i poszłam do domu

Matka nie odpowiedziała, bo sie zapowietrzyła.


sobota, 20 września 2014

Zachcianki U.

- U. wychodzę do sklepu, chcesz coś?
- Tak, coś dobrego ale jednocześnie dość zdrowego...
- Czyli co?
- Mogą być lody albo chipsy!


Nie chce zatem wiedzieć, co wg tego faceta jest niezdrowe... :)

piątek, 19 września 2014

Swój na swego zawsze trafi

Wsiadam do auta na parkingu we Wrocławiu. Słyszę nagle gdzieś za plecami wściekłe:

Kruzefix hura sakrament normal!!!
(Było to trochę dłuższe, bardziej skomplikowane i doprawdy nie wiem jak to zapisać ;)

Czyżby U. myślę sobie? Nie, nie jego głos ale bluzgi się zgadzają... Odwracam się do delikwenta i zagaduję po niemiecku:

- Jest pan z Bawarii?
- Tak, a skąd Pani wie? (tu wykonuje rzut oka na swoje tablice rejestracyjne, myśląc, że właśnie przez nie)
- Klnie Pan dokładnie tak samo jak mój Mąż...

Pan spojrzał na mnie bykiem, nieco zawstydzony, wsiadł do auta i odjechał. Ja jeszcze chwile stałam na parkingu śmiejąc się z całej tej sytuacji.



czwartek, 18 września 2014

Przeprowadzki c.d.

Do Schwiegermutter dotarło, że mamy za mało kartonów. Przypomniało jej się, że mamy trochę na strychu. Poszłyśmy więc. Aby wejść na ten strych, trzeba otworzyć klapę, z której wysuwa się drabina. Trudno latać po drabinie z kartonami, więc Schwiegermutter wlazła na górę a ja stanęłam na drabinie, odbierałam od niej kartony i jedną ręką przerzucałam je na podłogę. Puste były to i lekkie. I tak karton za kartonem sobie przerzucamy aż tu nagle Schwiegermutter, nie wiedzieć czemu, postanowiła wytargać karton ze starymi zabawkami U... Drewnianymi zabawkami. I mi go podać, bez uprzedzenia, że karton NIE JEST PUSTY!


Prawda, że wygląda to na próbę pozbycia się Synowej? 
Wcześniej,  jak właziłam za nią po drabinie, spadł jej klapek. Myślałam, że to przypadek...

środa, 10 września 2014

Schwiegermutter i poczta

Kolejny dzień w Bawarskiej Wiosce czas zacząć, stoję więc przed lustrem i rozmazuje podkład na twarzy. Słyszę dzwonek do drzwi. U. pod prysznicem, ale na dole kręci się Schwiegermutter więc zapewne otworzy. Ale dzwonek, dzwoni i dzwoni... 
Pomyślałam, że nie słyszy, zbiegam na dol z połowicznie wykonanym makijażem i mowię:
- ktoś przyszedł
- tak, wiem 

Po czym dzwonek nadal dzwoni a Schwiegermutter nadal stoi i patrzy na mnie...
Pobiegłam więc do drzwi, otworzyłam, wzięłam paczkę od kuriera. 

Dlaczego nie otworzyła? Bo miała nieładne fioletowe spodnie na sobie!

Sądzę, że polski system pocztowy szybko wyleczy ją z patrzenia w lustro przed otwarciem drzwi. Niech no tylko raz spędzi pół godziny w kolejce po odbior awizo...

sobota, 6 września 2014

Przeprowadzkę czas zacząć...

Od dawna było wiadomo, że dom w Bawarskiej Wiosce będzie trzeba opuścić na zawsze i definitywnie, bo właściwie zabrakło amatorów do mieszkania w nim. A że rodzina U. mieszkała w nim dłuuugie dzieści lat to i jest co z niego wynosić. I Teściowa która minimalistką zdecydowanie nie jest... Jako że babulinka z sił ostatnimi czasy opadła to chodzę za nią z kartonami i pytam, co chce brać do Polski.

- o te kasety trzeba pakować - wyjaśnia Teściowa i pokazuje starą, wielką komodę z szufladami wypełnionymi po brzegi starymi kasetami magnetofonowymi
- ale wszystkie????? - pytam z niedowierzaniem
- wszystkie, będę słuchać w Polsce - wyjaśnia Teściowa

Wdech... wydech.... no dobrze, wywieźliśmy starowinkę do innego kraju, w inne warunki, do mniejszego mieszania, gdzie wszystko dzieje sie inaczej. Niech ma te swoje kilometry taśm ze sobą bo może jej z tym będzie raźniej...  Zapakowałam tymi kasetami 4 wielkie pudła. Nie wiem co na nich nagrywala ale wpadła mi w oko data jednego nagrania 1987...

- no dobra, kasety spakowane, co dalej?
- książki

Odwracam się i widzę całą ścianę regałów od lewej do prawej i od podłogi do sufitu szczelnie zapakowaną książkami. 

- wszystkie? - pytam i mam szczerą nadzieję usłyszeć, że nie
- tak, wszystkie, długo je zbierałam.
- a gdzie Ty to chcesz trzymać?
- jakoś się zmieszczą, muszą.

Uff... no ok, sama lubię ksiażki więc choć bardzo nie chcę, to jednak rozumiem, bo gdyby U. mi kazał sie pozbyć choć jednej książki...  najwyżej część pójdzie do nas.

Kartonów z książkami nie liczyłam, jedynie zaśmialam się, jak mi sie przypomniało, że na początku planowaliśmy dać Teściowej 3 kartony, żeby zabrała tylko to, co naprawdę potrzebuje ;)

- ok, co teraz? - pytam po spakowaniu wszystkich książek i solidnej przerwie
- kasety video
- Ty chyba żartujesz!
- dlaczego?
- na cholerę Ci parę pudeł kaset VHS???

Tu z pomocą przyszedł U. który w krótkich, prostych słowach wytłumaczył Teściowej, że kasety VHS NIE JADĄ.

- ok, VHS zwalczone, co dalej?

I tu Teściowa otwiera wielką, szeroką szufladę wypełnioną po brzegi KASETAMI MAGNETOFONOWYMI....

...
...
...
...