poniedziałek, 27 lutego 2012

Niepraktyczne święto

K. w ramach żartu zapoznaje U. z rozmaitymi pseudoświętami.
Tłumaczy mu, że oto dziś mamy Dzień Kota i dla wszystkich kotów trzeba być szczególnie miłym, albo też własnie mamy Dzień Pizzy więc koniecznie musimy na jakąś iść lub też nastał właśnie Dzień Przytulania i K. musi być koniecznie przytulona, nie żeby narzekała na niedostatek tegoż, ale tego dnia musi być przytulona BARDZIEJ. U. oczywiście też.

Dziś K. się przypomniało, że niebawem będzie 8 marca...
- U. 8 marca jest Dzień Kobiet, wiesz? - i bynajmniej nie szło jej o goździka ;) Oświeciła U. po to, żeby nie trzasnął jakiegoś faux pas, gdyby akurat tego dnia znalazł się w jakimś feministycznym gronie.
- Wy w tej Polsce macie pełno jakichś dziwnych świąt - skwitował U. najwyraźniej sądząc, że jest to święto na miarę Dnia Pizzy ;)

piątek, 24 lutego 2012

Czarny Piątek, czyli 3 rocznica Czarnego Wtorku

Skąd się wziął Czarny Piątek...
Ponad 3 lata temu do K. przyplątał się niejaki Pan J. czuły, opiekuńczy, rozumiejący, i co najważniejsze snujący plany na przyszłość. No cud, miód i orzeszki! Nooo mało czasu miał, ale przecież geolog, fotograf, taternik musi mieć dużo pracy - wiadomo.
Dokładnie 3 lata temu K. siedziała beztrosko w ówczesnej pracy, przewalając jakies papiery, gdy zadzwonił jej telefon. Numer nieznany.
- CZY TY JESTES KOLEZANKĄ J.??? - zapytał dobitnie damski głos należący do niejakiej N.
- yy nie, chyba nie... znaczy nie tylko... a stało sie coś? - zapytała zdezorientowana K.
- no-wiedziałam-czułam-ze-cos-tu-nie-gra-drugi-raz-juz-trafiam-na-takiego-palanta-widzialam-czesto ten-numer-i-postanowilam-sprawdzic-bo-mowil-ze-jestes-jego-kuzynka-ale-ja-wiedzialam-ze-cos-smierdzi-no-swinia-jedna-a-ja-sie-na-kolo-musze-uczyc-wiesz-bo-wtedy-co-on-mi-mowil-ze-jedzie-do-wujka-to-chyba-u-ciebie-byl-tak? - "wjaśniła" moja rozmówczyni
- yy...nie bardzo ogarniam... kim ty wlasciwie jestes? - próbowała ustalić K.
- NO TEZ DZIEWCZYNĄ J.! - wykrzyczała N.
- uhuu, wiesz N. ja teraz jestem w pracy, ale pozniej mam czas, mozemy sie gdzieś spotkać i pogadać - próbowała uciąć kolejny nadciający słowotok N. ale i sama chciała wiedzieć o co tu do cholery chodzi.
- dobry pomysł, to ja bede w galerii o 19.00 tam przy wejściu, pa!

Się spotkały, opowieściom nie było końca, K. już wiedziała jak wygląda wujek Pana J. Gdy tak siedziały, obsmarowując nikczemnika, zauważyły, że do żadnej nie dzwonił, nie pisał...
- zapewne nie wie do której sie wybrać :) - zażartowała K.
- no to pojedziemy do niego obie! - zdecydowała N.
Tak też uczyniły...

Drzwi otworzyła współlokatorka Pana J.
- cześć jest J.? - zapytały
- yyy... jest... ale nie sam...- odpowiedziała współlokatorka, demonstrując minę typu "Mamy Problem!"
- no... myslałam że ciekawiej to już nie bedzie...- powiedziała K. i ruszyła za N. do pokoju J.
Tam spotkały Pana J. w towarzystwie Trzeciej - B. :) B. akurat spała, została perfidnie obudzona i próbowała   ustalić czy jej sie to przypadkiem nie śni.

- Nie mam WAM nic do powiedzenia! - rzucił Pan J. i rozsiadł się na krześle

A to zaskoczenie, głowę bym dała, że usłyszymy "To nie tak jak myslicie"...

No cóż... rzeczywiście się jakoś rozmowa nie kleiła, więc K. i N. po wymianie telefonów w B. zwineły się do domów.  Kontakt utrzymują nadal.
K. i B. zdążyły juz razem wynajmowac mieszkanie, potem razem pracować, potem znów razem mieszkać... nawet wypowiedzenie ze swoich pierwszych firm dostały w ten sam dzien, choć jedna firma z drugą firmą nie miały nic wspólnego. Aż to B. wyjechała do Afganistanu a K. zamieszkała z U., N. z racji ciężkich studiów kontaktowała się rzadko.

Ale wszystkie zgodnie zaśmiewały się z jednej rzeczy... o której to K. nie omieszkała poinformować U.

- bo wiesz... on nosił takie białe wielkie dziadkowe majty, wszystkie takie same i były ich miliony... - szydziła K. nie wiedząc do dziś jak mogła to tak spokojnie tolerować...
- yy... a moje sa dobrze? - zapytał zaniepokojony U.
- tak, są dobrze, wiesz, takich jak on nosił chyba już nigdzie nie można kupić, a już napewno nie w takich ilościach - zaśmiewała się nadal K.
- hmm... może on je dostał przez sprawa spadkowa? - zasugerował U.
K. ze śmiechu prawie wpadła pod łóżko...

Dziś z okazji Czarnego Piątku oraz w ramach zapoznawania U. z polskimi filmami obejrzą "Och Karol!" :)

niedziela, 19 lutego 2012

Ordnung muss sein!

U. jest strasznym pedantem. Jak na Bawarczyka przystało Ordnung muss sein! Wszędzie! O każdej porze dnia i nocy!
W piątek, jak tylko K. wróciła z pracy usłyszała, że w szufladzie w kuchni mamy brud! Okeeej, rozsypało jej się trochę mąki ostatnio, miała to sprzątnąć ale nie chciało jej się wyciągać wszystkiego na świętą noc i zaplanowała porządki na weekend. No więc z okazji weekendu, posprzątała ten straszny brud, profilaktycznie robiąc dokładne porządki w całej kuchni.
- No U. wszędzie w kuchni błyszczy - zakomunikowała K. po skończeniu porządków
- Kocham Cię - wyznał U. nie omieszkując zajrzeć kontrolnie do szafki
- ale tylko jak posprzątam? - zapytała podejrzliwie K.
- nie, no coś Ty, Kochanie, Kocham Cie też jak śpisz! - wyjaśnił U.

czwartek, 16 lutego 2012

Pszczoła

K. i U. rozmawiali kiedyś o... pszczołach. U. opowiadał K. że "te co robia miód" w Niemczech są dużo mniej agresywne niż w Polsce. K. zamiast podchwycić temat, postanowiła nauczyć U. nowego słówka.

- U. te co robią miód, to są pszczoły - wyjaśniła K.
- psztely - powtórzył U.
- nie, pSZCZOła - poprawiła K.
- psztoła - poprawił się U.
- Kochanie SZCZ, PSZCZO-ła - poprawiła znów K.
- Sztoła... pszco... pszto... a cholera! nie dziwie się, że takie agresywne jak mają takie głupie imie! - zeźlił się ostatecznie U.

czwartek, 9 lutego 2012

Terrorysta

K. się pochorowała. Większość dnia spędza w łóżku, od czasu do czasu próbując pracować zdalnie (marnie idzie). U. zamienił się w terrorystę, dla dobra K. oczywiście, sam sprząta, gotuje i robi wiele rzeczy za swą chorą połówkę, oraz nie pozwala K. ruszyć się na krok z łóżka, mimo jej usilnych prób...

K. wstaje z łóżka i idzie do kuchni celem zrobienia sobie kanapki.
- Co robisz? - ostro zapytał U.
- Ide sobie zrobić kanapkę... - odpowiedziała skruszona K.
- Prosze wracaj do łóżka! z czym chcesz kanapkę? - zarządził U.
- ... z serkiem... - odrzekła cicho K.  i potulnie wróciła do łóżka...


U. zrobił obiad i przyniósł K. do łóżka talerz. K. nie znosi jedzenia w łóżku, więc zabrała talerz i poszła zjeść do kuchni.
- Bo tam sie zaraz nabrudzi... - nieśmiało zaargumentowała K.
- ale zaraz jak zjesz, zostawiasz talerz dokładnie w tym samym miejscu i idziesz do łóżka! - wydał rozkaz U.
K. nie śmiała się sprzeciwiać.


U. siedzi z komputerem na łóżku i pracuje. K. leży nieopodal.
K. wstaje...
- A gdzie idziesz? - zapytał ostro U.
- do łazienki... siku... mogę? - grzecznościowo zapytała K. sądząc, że w tym przypadku nie spotka się ze sprzeciwem...
- ale szybko! - wydał rozkaz U.

No więc K. aby się nie narażać najczęsciej stacjonuje w okolicy łóżka, jednak zastanawia się co byłoby gdyby zachciało jej się kanapki ze smalczykiem* i kiszonym ogórkiem**... ;)



*    U. jako wegetarianin od 6 roku życia, nie uznaje smalczyku, nie chce mieć nic do czynienia z żadnym mięchem
**  Kiszone ogórki też są fuj be... 

niedziela, 5 lutego 2012

Nieustraszeni

K. i U zabrali wczoraj bratanice U. do parku rozrywki, bo ich rodzice byli mocno zajęci. Miejsce świetne, mnóstwo atrakcji dla dzieciaków a dorośli w tym czasie mogą posiedzieć przy stoliku, wypić kawę...etc. No więc K. i U. siedzieli podczas gdy Starsza z Młodszą eksplorowały park. Nagle przybiega roztrzęsiona Starsza i pilnie wzywa wujka U. bo Młodsza wlazła na sam szczyt gumowej góry (naprawde wysokiej) ale stanowczo odmówiła zjechania z niej.
Wujek U. niczym Indiana Jones pospieszył na ratunek, dzielnie wdrapując się na ów kilkutysięcznik, wziął przerażoną Młodszą i zjechał z nią na dół.
Dziewczynki powróciły do beztroskiej zabawy, K. i U. powrócili do beztroskiego siedzenia. W pewnym momencie K. postanowiła skontrolować poczynania dzieci i poszła je namierzyć. Nie było to zbyt trudne, bo ujrzała znów biegnącą ile sił w nogach Starszą, która już z daleka krzyczała, że jej młodsza siostra znów utknęła...
Tym razem na ratunek rzuciła się K. Liczył się czas, a K. była najbliżej ;)
K. równie dzielnie pokonała drogę na sam szczyt góry, złapała Młodszą, i spojrzała W DÓŁ... i to był błąd...
- Dlaczego znów tu weszłaś? - zapytała Młodszą acz odpowiedziało jej tylko bezradne spojrzenie pięciolatki.
K. patrząc w dół wcale nie dziwiła się Młodszej, że odmówiła zejścia, ba! uznała nawet, że OBYDWIE teraz zawołają nieustraszonego wujka U. Nie mogła pojąć tylko, co kierowało Młodszą do wejścia na górę po raz drugi.
Ostatecznie, K wzięła Młodszą przed siebie i nie zastanawiając się zbyt długo ruszyła ze szczytu. Droga była prosta i szybka, zbyt szybka. K. zdążyła stwierdzić, że nie mają szans zatrzymać się na niebieskiej macie pod górą, z pewnością nie będzie to lądowanie godne Wrony, bo na 100% przebiją się przez ogrodzenie, zjeżdżalnię, szatnię, zrobią w ścianie dziurę o kształcie K. z rozwianym włosem i obydwie wylądują tyłkami na parkingu ( w najlepszym przypadku).
Podnosząc się z niebieskiej maty (a jednak!) zlokalizowała Młodszą i z ulgą stwierdziła, że ta posiada wszystkie części ciała w niezmienionej liczbie i sposobie mocowania. Uff...
- Może już tam nie właź, co? - zaproponowała Młodszej, acz odpowiedziało jej to samo bezradne spojrzenie...

czwartek, 2 lutego 2012

Stopetki

- Kochanie, a gdzie dałaś moje stopetki? - zapytał U. szykując się do wyjścia
- Co takiego? - zapytała K.
- No stopetki... o znalazłem! - zameldował U. pokazując poszukiwaną rzecz
- Skarpetki, U. to sa skarpetki - poprawiła K.
- S-kar-petki? - zdziwił się U.
- Tak, skarpetki, co w tym dziwnego Kochanie? - zainteresowała się K.
- a czemu tak? przecież to sie na stopy zakłada, to chyba bardziej pasuje stopetki? - kontynuował U.
- Nie wiem, w każdym razie są to skarpetki :) - odpowiedziała rozbawiona K.
- Hmm... dziwnie... - podsumował U.