niedziela, 5 lutego 2012

Nieustraszeni

K. i U zabrali wczoraj bratanice U. do parku rozrywki, bo ich rodzice byli mocno zajęci. Miejsce świetne, mnóstwo atrakcji dla dzieciaków a dorośli w tym czasie mogą posiedzieć przy stoliku, wypić kawę...etc. No więc K. i U. siedzieli podczas gdy Starsza z Młodszą eksplorowały park. Nagle przybiega roztrzęsiona Starsza i pilnie wzywa wujka U. bo Młodsza wlazła na sam szczyt gumowej góry (naprawde wysokiej) ale stanowczo odmówiła zjechania z niej.
Wujek U. niczym Indiana Jones pospieszył na ratunek, dzielnie wdrapując się na ów kilkutysięcznik, wziął przerażoną Młodszą i zjechał z nią na dół.
Dziewczynki powróciły do beztroskiej zabawy, K. i U. powrócili do beztroskiego siedzenia. W pewnym momencie K. postanowiła skontrolować poczynania dzieci i poszła je namierzyć. Nie było to zbyt trudne, bo ujrzała znów biegnącą ile sił w nogach Starszą, która już z daleka krzyczała, że jej młodsza siostra znów utknęła...
Tym razem na ratunek rzuciła się K. Liczył się czas, a K. była najbliżej ;)
K. równie dzielnie pokonała drogę na sam szczyt góry, złapała Młodszą, i spojrzała W DÓŁ... i to był błąd...
- Dlaczego znów tu weszłaś? - zapytała Młodszą acz odpowiedziało jej tylko bezradne spojrzenie pięciolatki.
K. patrząc w dół wcale nie dziwiła się Młodszej, że odmówiła zejścia, ba! uznała nawet, że OBYDWIE teraz zawołają nieustraszonego wujka U. Nie mogła pojąć tylko, co kierowało Młodszą do wejścia na górę po raz drugi.
Ostatecznie, K wzięła Młodszą przed siebie i nie zastanawiając się zbyt długo ruszyła ze szczytu. Droga była prosta i szybka, zbyt szybka. K. zdążyła stwierdzić, że nie mają szans zatrzymać się na niebieskiej macie pod górą, z pewnością nie będzie to lądowanie godne Wrony, bo na 100% przebiją się przez ogrodzenie, zjeżdżalnię, szatnię, zrobią w ścianie dziurę o kształcie K. z rozwianym włosem i obydwie wylądują tyłkami na parkingu ( w najlepszym przypadku).
Podnosząc się z niebieskiej maty (a jednak!) zlokalizowała Młodszą i z ulgą stwierdziła, że ta posiada wszystkie części ciała w niezmienionej liczbie i sposobie mocowania. Uff...
- Może już tam nie właź, co? - zaproponowała Młodszej, acz odpowiedziało jej to samo bezradne spojrzenie...

2 komentarze:

  1. Mój Boże, ale się uśmiałem... nie mogłem się powstrzymać... Dziękuję, nie no...odpadam :):):)
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz to i ja się śmieję ;) Swoja drogą nie ogarniam... do łażenia po górach i skałach jestem pierwsza, do parków linowych też a tu gumowa góra okazała się zła, może zbyt bezpieczna ;)

    OdpowiedzUsuń