wtorek, 30 października 2012

niestabilna K.

K. ostatnio zaciągnęła U. do Tesco, gdzie są niezwykle rzadkimi gośćmi. Bo stwierdziła brak wody destylowanej w domu a tam sprzedają w takich 5-litrowych baniakach. Chciała kupić TYLKO 2 baniaki wody destylowanej, nic więcej...
Niestety droga do baniaków wiodła przez mrożonki... I U. wypatrzył swoje ulubione mrożone pizze których nigdzie nie ma. Skoro nigdzie nie ma to trzeba skorzystać z okazji i kupić od razu 5. K. kręciła nosem, bo woli jednak sama gotować i piec (przynajmniej wie co napakowała do takiej pizzy tudzież ciasta) ale przecież U. jest dorosły i sam decyduje co chce jeść.
Pizze wylądowały w zamrażarce. U. pojechał do Niemiec.

K. któregoś dnia musiała wyjść z domu a i chciała coś na szybko zjeść... kanapki? nie... coś na ciepło, makaron? ee wczoraj był... no dobrze... jedna mrożona pizza chyba mnie nie zabije...

Później rozmawiała z U.

- wiesz U. niezbyt szczęśliwa jestem, bo przez to że mamy w zamrażarce mrożone pizze to poszłam na łatwiznę i jedną zjadłam zamiast zrobić sobie coś zdrowszego...- powiedziała nadąsana K.
- a to moja wina, że masz niestabilny charakter? - odpowiedział rozbawiony U...
- ...

I po co jej to było?? ;)

piątek, 26 października 2012

Halloween z gazownią w tle...

Na K. w ramach obowiązków domowych spadają czasem różne ciekawe zadania... 
Ostatnio przyszło roczne rozliczenie za gaz. Wysokość rozliczenia nie zachwyciła, więc zadzwoniła do BOK celem wyjaśnienia sprawy. Pani, aby udzielić informacji prosi o pesel. Nie, nie pesel K. Pesel pani na którą jest umowa. Nastręcza to pewne trudności gdyż ów dama zakończyła żywot czas jakiś temu i peselu zdradzić nie chce...

- Proszę o podanie peselu pani G.
- Niestety nie znam, ale i tak my od ponad roku płacimy rachunki
- Niestety, potrzebuje PESEL pani G, inaczej nie będę mogła pomóc.
- No to mamy drobny problem gdyż nie uda mi się tej informacji wyciągnąć od pani G. bo zmarło się babulince jakiś czas temu i generalnie to zaprzestała udzielania jakichkolwiek informacji...
- Rozumiem... w takim razie muszę odesłać panią do Biura Obsługi Klienta, tylko tam mogą udzielić pani informacji.


Pojechała więc... wyłuszczyła panu sprawę a ten tylko PESEL i PESEL...
- Wie pan co, oczywiście postaram się ale trudno mi ją będzie wyciągnąć z grobu a nawet jeśli sie uda to ona głęboko niekomunikatywna jest z racji bycia nieboszczką... - odpowiedziała zirytowana K. 
Pana chwilowo zamurowało, pomyślał, pomyślał aż tu wpadł na pomysł aby dostarczyć mu akt zgonu... i wtedy stworzymy nową umowę - tym razem na nas. Też nie łatwo bo trzeba najpierw go zlokalizować ale już chyba łatwiej niż ten nieszczęsny PESEL...

Tak oto zajęcie w sam raz na Halloween... 

 

piątek, 19 października 2012

Metryka to rzecz względna...

Dzwonek do drzwi. K. idzie otworzyć. Przed drzwiami zastaje jakąś obcą kobietę.
- Słucham Panią?
- Jest może mama albo tato?
- Pani sobie kpi?
- No nie, chciałam porozmawiać z mamą albo tatą...
- Pani droga... ja mam bardziej 30 niż 20 lat i tylko tak szczeniacko wyglądam...
- A to ja chyba sie pomyliłam...
- I to nawet bardzo...

K. z fochem wróciła do mieszkania i opowiedziała wszystko U.
Myślała, że ten ją zrozumie acz ten germański szyderca zapytał ją o dowód osobisty...


Nie dalej jak tydzień wcześniej K. chciała przejść między grupką nastolatków przed szkołą. Ze szkoły wybiegła nauczycielka i zaczęła krzyczeć na młodych gniewnych, że mają iść na lekcje. K. musiała przystanąć i poczekać aż młodzi się rozejdą. Tak, jej tez się oberwało i dostała reprymendę za stanie i gapienie się, podczas gdy powinna być już w klasie...

K. chyba powinna się jakoś postarzyć...

sobota, 13 października 2012

Starszej niezręczne pytania...

Rzecz się działa w ubiegłym roku w maju, kiedy to drogi K. i U. ledwie zdążyły się zejść.
K. dopiero poznawała się z rodzinką U. Starsza początkowo niezbyt przychylnie była nastawiona do nowej cioci i co rusz obdarowywała ją spojrzeniem pt. "To z Tobą wujek U. się spotyka zamiast się z nami bawić!"
Szybko jednak przekonała się, że z nową ciocią też się można bawić a wujek U. wujkiem być nie przestał.
Któregoś słonecznego dnia wybrali się całą familią na lody. Okazja ku temu była tym bardziej szczególna, że do Wrocławia przyjechał tato U. Tak więc siedzieli sobie wszyscy beztrosko i wcinali lody, gdy do K. podeszła Starsza...
- Czy masz w brzuszku dzidziusia?? - zapytała ni stąd ni zowąd Starsza
Przy stole zaległa niezręczna cisza i wzrok wszystkich skupił się nagle na osobie K...
- Ehem... nie Starsza, nie mam a co Ci przyszło do głowy? - zapytała K. odzyskawszy zdolność mówienia.
- Nie no, tak pytam... - odrzekła Starsza wzruszając ramionami

I choć śmiechu z tego było co nie miara, to jednak do końca spotkania K. czuła na sobie czasem dyskretne pytające spojrzenia...
Starsza jednak za wygraną zbyt szybko nie dała bo i przy kolejnych okazjach w najmniej odpowiednim momencie pytała:
- Masz już mleko?


K. złośliwie jednak mleko ma tylko w lodówce. Nie wie niestety co siedziało w głowie Starszej, ale przez dobre kilka miesięcy czuła się dość nieswojo, gdy ta znajdowała się w pobliżu ;)


środa, 10 października 2012

Jeszcze się taki nie urodził...

K. i U. mają już jakąś wizję co do ślubu, a właściwie obydwóch ;)

Pierwszy - cywilny, będzie w Bawarii w kwietniu. Oprócz zarezerwowanego terminu, przygotowania nieco jakby leżą. Właściwie to za wiele się narobić nie będzie trzeba bo po ceremonii w USC będzie po prostu uroczysty obiad dla najbliższej rodziny w restauracji. Chyba, że coś koniecznie trzeba załatwić na kilka miesięcy do przodu o czym K. nie ma pojęcia? Oświećcie jakby co :)

Drugi - ten właściwy we wrześniu, prawie w Polsce ;) no i tu właśnie już teraz daje się we znaki niezadowolenie co niektórych, którzy wiedzą lepiej jak ślub K. i U. powinien wyglądać. Przyszli małżonkowie mają swój własny pogląd na tę uroczystość i już dziś wiadomo że będzie to uroczystość niestandardowa a zdaniem co niektórych wręcz godząca w Tradycję ;)

 - bo K. i U. upatrzyli sobie pięknie położony klasztor zamiast parafii K. - z różnych względów - przy klasztorze jest też hotel i karczma w której można zorganizowac przyjęcie - wszystko w jednym miejscu, bez jeżdżenia po świecie. Do tego cały kompleks położony jest na uboczu, gdzie jest spokój, cisza i przyroda. Ta decyzja spotyka się z oburzeniem - bo jak to tak, Tradycja nakazuje by ślub był w parafii Panny Młodej. No ostatecznie jak się młodzi uprą mogą zrobić tam ślub ale mało osób będzie bo większość gości nie trafi ;) Hmm chyba trudniej trafić na prerię K. ;)
- K. i U. uznali że nie chcą imprezy do białego rana (istniałoby realne zagrożenie że Panna Młoda poszła by spać jeszcze przed oczepinami ;), litra wódki na głowę, chodzenia na jednego, przeciągania jajka w nogawkach Pana Młodego (K. już widzi jak U. się na to zgadza :D). Bedzie za to przyjęcie na kilka godzin, 8-10 osobowe stoły zamiast jednej wielkiej podkowy (K. ma wrażenie że takie rozwiązanie jest łatwiejsze "komunikacyjnie" bo goście widzą się nawzajem) Zamiast sławnej weselnej wódki, wino bądź piwo do wyboru, którym będzie dysponował kelner. Alkohol raczej pod posiłek i dla smaku niż jako "napój dodający odwagi na parkiecie".
- Zamiast orkiestry i disco polo, raczej dobry DJ - byłoby miejsce do tańczenia do dyspozycji gości - kto chciałby potańczyć, tańczyłby wtedy gdy najdzie mu ochota a nie wtedy kiedy akurat orkiestra zagra. Goście nieprzepadający za parkietem nie czuliby się zmuszeni do odstawiania pląsów (K. do dziś pamięta wesele na którym jej znajomy nienawidzący tańczyć został wręcz personalnie wezwany na parkiet przez wodzireja - miał się oczywista oczywistość świetnie przy tym bawić).
- Najbardziej sporny punkt - lista gości :) K. i U. planują kameralne przyjęcie weselne i zapraszają tylko tych, którzy są im naprawdę bliscy. Z którymi mają kontakt, na których mogą zawsze liczyć, którzy biorą jakiś udział w życiu K. i U. Pominięci natomiast bezlitośnie zostają wszelcy wujkowie i ciocie, widywani raz na ruski rok albo i rzadziej których to zaprosić WYPADA.
K. jakiś czas wahała się czy zaprosić niby bliską rodzinę. Bliską jednak tylko w sensie powiązań rodzinnych bo w rzeczywistości nie utrzymują z K. (ani K. z nimi) żadnego kontaktu. K. może poznałaby ich na ulicy, a i tak nie byłaby pewna czy to rzeczywiście oni.
Rozmawiała na ten temat z U. który całe rozważania powalił w ciągu minuty.
- A dzwoni do Ciebie na święta albo urodziny? pyta co u Ciebie? Wie że planujesz ślub czy dowiedziałby się dopiero jak dostałby zaproszenie? W ogóle rozmawiałaś z nim od czasu kiedy się znamy? - zapytał U. i w sumie... trudno nie przyznać mu racji. Sam też nie zaprasza "bliskiej" tylko z nazwy rodziny.

K. i U. chcą ten dzień spędzić po prostu z osobami które są ważne dla K. i U. Nie bardzo się przejmują co wypada, czego nie wypada, jak powinno to wszystko wyglądać, kto i co będzie gadał... i żadnego zastaw się... Ich najważniejszy dzień i koniec. K. uważa, że każdy powinien zogranizować swój ślub tak, jak chce a nie tak jak wypada. Cała reszta świata powinna to uszanować.

A tę całą Tradycję jak dorwę i wypożyczę na wychowanie to się nie będzie tak pchała do narzucania reguł i powinności ;)

piątek, 5 października 2012

Mistrzyni Ciętej Riposty

K. i U. odwiedzili ostatnio brata U. Niezbyt szczęśliwie dla K. rodzinę brata U. odwiedziła też niejaka Flądra, za którą to K. zdecydowanie nie przepada (reszta rodziny też jakoś nie pieje na jej widok, ale z racji rodzinnych powiązań tolerowac musi). Flądra bowiem sprawdza czy ciasto zostało podane na markowej zastawie i czy mozzarella może kupiona w "Piotrze i Pawle" (mozzarella złośliwie i niezmiennie jednak pochodzi z Lidla, co nie spotyka się z entuzjazmem Flądry). Lody są wyśmienite jeśli są od Grycana, a zbyt kwaśne lub chemiczne jeśli z jakiegokolwiek innego źródła. Zawsze głośno wyraża swoją opinię o danej potrawie bo "za dużo... a za mało... za suche... za mdłe..." acz sama jeszcze nigdy nawet nie zagadnęła czy bratowej U. przypadkiem w czymś nie pomóc. Sama na co dzień zajmuje się siedzeniem w domu i udawaniem pani z wielkiego świata (z kolorowych czytadeł wie jak ów świat wygląda).

Tym razem Flądra jednak zachwyciła się butami bratowej U. głośno jednak dając do zrozumienia, że nie może zmierzyć, bo na nią są za małe...

- To obetnij pazury u nóg i będą pasowały! - zaproponowała zniecierpliwiona Starsza

Tak, rośnie mała Mistrzyni Ciętej Riposty ;)





czwartek, 4 października 2012

Brunetki... blondynki...

K. i U. w ramach popołudniowej sjesty leżą i przeglądają Demotywatory.
Na jednym zdjęciu była naprawdę ładna blondynka na która U. rzecz jasna zwrócił uwagę...
- No, blondynka i naprawdę bardzo ładna - powiedział U.
- Kochanie... to photoshop... - wyjaśniła K.




P.S. nie żeby U. miał coś do blondynek, po prostu gustuje w szatynkach ;)