poniedziałek, 22 grudnia 2014

Schwiegermutter i przeprowadzka - Finał.

Pamiętacie ten wpis? O tym jak Schwiegermutter pakowała kartony? No więc właśnie... kartonów ostatecznie wyszło dużo, bardzo dużo. Z książkami i kasetami zwłaszcza. O wadze ich nie wspominając. O naszym klnięciu, przy przestawianiu ich ZWŁASZCZA nie wspominając. Tak, wszystkie książki i wszystkie kasety MUSIAŁY jechać. Tak, wszystkie miała pomieścić bo miała jeszcze miejsce w mieszkaniu. Fakt, że z dwupiętrowego domu przeprowadziła się do 50-metrowego mieszkania nie miał żadnego znaczenia. Do dziś. Dziś był ten dzień, gdy wszystkie kartony znalazły się ostatecznie pod tym adresem co trzeba...

- Wiesz co U. ja chyba jednak dużej części tych rzeczy muszę się pozbyć bo się nie zmieszczą jednak - stwierdziła DZIŚ Schwiegermutter...







Morderca jest w każdym z nas...

sobota, 22 listopada 2014

Koty i ogony

O tym, że U. potrafi świetnie odwracać kota ogonem to już wiecie. Co jednak się dzieje, gdy to ja strzelę gafą i próbuję z niej wybrnąć?

- Oj wiem, że tak powiedziałam ale chodziło mi o (...)
- Nie wracaj kota okoniem!

No i nie wybrnęłam, bo się popłakałam ze śmiechu.

Te Bawarczyki...

sobota, 15 listopada 2014

Mięsny sok

U. wraca z zakupów i od progu mówi:

- kupiłem dla Ciebie sok pomarańczowy z mięso w środku!


No o miąższ pomarańczy mu chodziło ale weź, bądź Bawarczykiem i wymów słowo "miąższ"...


środa, 5 listopada 2014

Tylko mnie nie zgub!

Posiadanie komunikatywnego samochodu zwykle pomaga. Np nie czuje się człowiek taki samotny, jest ostrzegany o każdym niebezpieczeństwie... Normalnie jakby obok siedział U.
Tym razem jednak U. jechał przodem, do Pana Oponki a ja miałam jechac za nim, żeby w razie dużej kolejki zostawić jego auto i wrócić moim.
- U. tylko mnie nie zgub, bo ja nie wiem gdzie to jest!!!
- Oki, oki... - zapewnił U.

No i zgubił...

Gonię więc, wyprzedzam, by U. nie zdążył zjechać z głównej drogi bo za cholerę się nie znajdziemy
 Nagle, dotąd milczący Up! musiał, no musiał się wtrącić...

- Achtung!!! - zagrzmiał złowrogo
- Oj daj spokój upierdliwcu, nie widzisz sytuacji?? - odpowiadam mimochodem.
- Wie bitte !? - odburknął urażony


Nie no... nie... tego już za wiele było, żeby mi własny samochód pyskował...  I to jeszcze po niemiecku!

niedziela, 2 listopada 2014

Głowa

Przeprowadzki część kolejna.
Pakuję kartony i opisuję zawatrość. Nad jednym się zatrzymałam bo w środku dość wrażliwa rzecz a na napis "Uwaga szkło!" już chyba nikt nie reaguje. Uznałam, że najlepiej jak opiszę rzeczywisty przedmiot. Na pudle znalazł się więc napis "UWAGA GŁOWA!!!"

Dzień później wpadają Panowie od przeprowadzek. Ci sami co jeździli za nami 3 dni po Niemczech.

- Czyja głowa jest w kartonie? - zapytał zaintrygowany Szef ekipy
- Nie wiem, turlała się bezpańsko po piwnicy, nikt sie nie przyznawał to przygarnęłam - wyjaśniłam zgodnie z prawdą.

Panowie spojrzeli po sobie dziwnie i z lekką niepewnością zapakowali karton do ciężarówki.

A do mnie dopiero po fakcie dotarło co powiedziałam!!!
Znaczy prawda to była ale ta głowa to... szklana forma na słuchawki. Tyle, że między sobą z U. mówimy "głowa" więc się utarło. 
Szkoda, że jeszcze nie dołożyłam do pudła przeciekającej puszki z czerwoną farbą... ostatecznie to przeprowadzaliśmy się w Halloween...

niedziela, 12 października 2014

Mecz

U. porażkę Niemców w dzisiejszym meczu zniósł dzielnie. Nawet powieka mu nie drgnęła.
Bo jak ten Loewe taki głupi i tak dobrał skład, to dobrze mu tak.

wtorek, 7 października 2014

Bitwy wojenne

Bywa i tak, że w polsko-bawarskim domu rozpęta się wojna. Nie żadne tam Foch! --> Domyśl się, bo to zbyt mainstreamowe, tylko wygarnięcie własnemu Mężowi w krótkich słowach haniebnego czynu, którego się właśnie dopuścił, po czym odwrócenie się na pięcie i zajęcie się szalenie wciągającym czytaniem czegokolwiek, na czymkolwiek. Wtedy Mąż zwykle westchnie głeboko i sobie pójdzie w drugą stronę. Żona nie wie, co w czasie jej zawziętego czytania czegokolwiek robi jej Małżonek, jednak ten, po jakimś czasie przychodzi do Żony i w równie krótkich słowach wyjaśnia:
- No ok, masz racje tu nie byłem dobrze ALE Ty (...)

Potem najczęściej dogryzają sobie złośliwie, acz już mniej poważnie co zwykle kończy się kwestią w stylu:
- Ja Ci udusze!
- Ok, ale najpierw ja Ciebie!

Po jakiejś godzinie lub dwóch, gdy Żona na śmierć już zapomniała o kłótni, Mąż nagle wypali z tekstem:

- To co? jest już między nami zgoda?

 Na co otrzymuje niezmienną odpowiedź:

- Nie ma zgody! Jest wojna!

czwartek, 2 października 2014

Ja, ja, Umzug!

      Na początku września wyjechaliśmy z U. i Schwiegermutter do bawarskiej wioski by opróżnić cały dom. A było co z niego wywozić jak już pisałam. Dwa tygodnie po nas,  w Bawarskiej Wiosce zjawili się Trzej Muszkieterowie od przeprowadzek i choć wszystko było ustalone i obgadane, to chyba nie dokońca zdawali sobie sprawę z tego, co ich czeka... Umówili się tylko, że jak nie będą wiedzieli co ktoś od nich chce, to będą powtarzać "Ja, ja Umzug!" (Umzug = przeprowadzka). Przeszli się po domu, pooglądali i wzieli się do roboty. Lekko stwierdziliśmy, że zanim o 12:00 dojedzie TIR to już wszystko będzie zafoliowane i przygotowane do wyniesienia. Koniec końców, foliowanie, wynoszenie i układanie tego w przyczepie TIR-a zeszło do jakiejś 18.00, U. kilkakrotnie doświadczył stanu przedzawałowego, bo będąc np. na parterze usłyszał potworny huk, a wiedział że panowie na górze akurat pakują jego ulubiony designerski stolik ze szklanym, piekielnie ciężkim blatem. Panowie, znając już wrażliwość swojego klienta za każdym razem krzyczeli "Streeetch!!!" bo to tylko rulon folii z hukiem padł...
      TIR, który miał pomieścić absolutnie wszystko i jeszcze mieć trochę wolnego miejsca, odjechał po 18.00 do Wrocławia, załadowany po sufit. Uff! no to jeszcze kilka mebelków zapakować do mniejszej ciężarówki ekipy przeprowadzkowej i można ruszać do Lipska, zahaczając po drodze o Norynbergę, bo U. wyszedł z założenia że skoro i tak jest po drodze, to zrobi jeszcze małe zakupy mebelkowe i tak się złożyło że ktoś wystawił takie ładne na eBay. Tym sposobem staliśmy się włascicielami 40-letniego, pięknego stołu, 5-ciu ludwikowskich krzeseł i równie starego regału na książki. A w samym Lipsku, ktoś wystawił na eBay piękną starą witrynę... Wszyscy padli spać o 3 nad ranem by kolejnego dnia znów nosić mebelki... tym razem z ciężarówki do mieszkania. Tak więc dzielna ekipa przeprowadzkowa, jeździła za nami 3 dni po Niemczech (bo zanim dojechali do Bawarskiej Wioski, to też zgarniali dla nas mebelek z innej części Niemiec) i słowo: zastanawiam się, czy kiedykolwiek jeszcze odbiorą telefon od U. ;) Bo nawet jak piszę "załadowaliśmy" to wiadomo, że nie ja osobiscie, nie U. tylko tych trzech nieustraszonych... Noszenia i dźwigania było co niemiara.

Tak więc etap Bawarskiej Wioski prawie skończył się bezpowrotnie. Prawie, bo wczoraj w nocy przyjechały kartony, których Schwiegermutter nie zdążyła spakować wcześniej. U. lekko oszacował, że będzie ich ze 4-5 bo przecież TIR i ciężarówka już wyjechały zapakowane po brzegi. Znając minimalistyczne upodobania teściowej uznałam, że będzie ich raczej 45 i niewiele się pomyliłam...
Babulinka niestety nie pomyślała, żeby sprawdzić czy nie są za ciężkie bo wyszło, że większość jest cięższa niż ja (wierzę U. na słowo bo jak podnosi mnie, to jednak w połowie drogi nie kładzie na ziemię i nie przesuwa na miejsce a kartony musiał). W przypadku U. który jest po 8 operacjach kręgosłupa całkiem nieśmiesznie to wyszło a na dodatek Schwiegermutter, zapytana dziś przez nas, czy to już wszystkie kartony odpowiedziała:
- Nein...

Tak więc dziś z U. jesteśmy w klimacie filmu "Starsza pani musi zniknąć"

poniedziałek, 29 września 2014

U. i umiejętność wychodzenia z opresji...

- Kochanie, a czemu tu leżają te książki? - pyta zirytowany U.
- Ehh, bo... w sumie nie wiem czemu, ale jeśli Ci przeszkadzają to możesz je po prostu przełożyć, jako i ja przekładam, jeśli położysz coś nie tam gdzie trzeba i Ci nawet o tym nie mówie bo ani ja ani Ty nie jestesmy idealni i nie widze powodu by Ci zawracać głowe takimi pierdołami - wyjaśniam
- Ja??? - pyta zdziwiony U.
- Tak, sobie wyobraź, że codziennie robisz coś nie tak, ale że są to głupoty, to nie widze powodu by Cię o nie ścigać.
- Ja... - odpowiada z żartobliwym powątpiewaniem U.
- No sobie wyobraź, że nawet Bawarczycy nie są idealni! - dodaję sakrastycznie
- No Ja! yyyy znaczy Tak, ja to po niemiecku powiedziałem bo znów myliłem języki! - odwraca kota ogonem U.

Niby to językowo kuleje, ale kota ogonem odwraca po mistrzowsku... Udusić? Ja! Tylko nudno się zrobi...


czwartek, 25 września 2014

Matka

Wracam dziś z biura. Wooow nawet mam miejsce do parkowania pod domem! Ale plącze się tam jakiś na oko 2-latek zbierający kasztany. Mamusia czeka na chodniku i się głupiutko uśmiecha. Czekam więc chwilę, by sobie wjechać w miejsce, bo myslałam, że mamusia ściągnie dziecko na chodnik widząc nadjeżdzające auto z kierunkowskazem w prawo. Ale nie... Tak więc zaciągam ręczny i wyłaniam się z auta...
- Przepraszam, czy mogłaby pani zabrać dziecko? chciałabym zaparkować... - zagajam z uśmiechem
- Ale on nic nie zrobi, on sie tylko bawi - odpowiada mamusia
- Proszę zabrać dziecko z ulicy, to nie jest plac zabaw ani nawet chodnik - tłumaczę już nieco dosadniej...

Mamusia z fochem ściągnęła dziecko na chodnik. Ja sobie zaparkowałam. W czasie tych wszystkich operacji zauważyłam, że mam szybę w jakieś drobne kropki. Niewiele myśląc, spryskałam ją i przetarłam wycieraczkami.
Rozległ się wrzask Matki... O Rany! Potrąciłam dzieciaka! Ale nie... przecież stoję w miejscu a Mały kręci się po chodniku obok i zbiera kasztany. Wychodzę więc z auta, patrzę na dziecko, nadal ogarniające temat kasztanów a potem przenoszę pytający wzrok na Matkę...

- Jak pani tak może! Pani się mści! Jak tak można!
- Ale co ja własciwie zrobiłam?? - przerwałam Matce pytaniem
- No dziecko mi pani opryskała!! Pani to specjalnie zrobiła!

Spoglądam jeszcze raz uważnie na Małego. Bo może  rzeczywiście wiatr zawiał i Mały dostał po twarzy, czy po oczach a miłe to napewno nie jest. Ale Mały suchy i czysty, nadal jest bardziej pochłonięty zbieraniem kasztanów niż akrobacjami Matki. Absolutnie nic nie wskazywało na to, że stała mu się jakaś przykrość tudzież krzywda. Albo, że wogóle znalazł się w polu rażenia spryskiwacza.

- Pani się nie obawia, ja nie pobieram opłat za mycie dzieci - odpowiedziałam zbulwersowanej Matce i poszłam do domu

Matka nie odpowiedziała, bo sie zapowietrzyła.


sobota, 20 września 2014

Zachcianki U.

- U. wychodzę do sklepu, chcesz coś?
- Tak, coś dobrego ale jednocześnie dość zdrowego...
- Czyli co?
- Mogą być lody albo chipsy!


Nie chce zatem wiedzieć, co wg tego faceta jest niezdrowe... :)

piątek, 19 września 2014

Swój na swego zawsze trafi

Wsiadam do auta na parkingu we Wrocławiu. Słyszę nagle gdzieś za plecami wściekłe:

Kruzefix hura sakrament normal!!!
(Było to trochę dłuższe, bardziej skomplikowane i doprawdy nie wiem jak to zapisać ;)

Czyżby U. myślę sobie? Nie, nie jego głos ale bluzgi się zgadzają... Odwracam się do delikwenta i zagaduję po niemiecku:

- Jest pan z Bawarii?
- Tak, a skąd Pani wie? (tu wykonuje rzut oka na swoje tablice rejestracyjne, myśląc, że właśnie przez nie)
- Klnie Pan dokładnie tak samo jak mój Mąż...

Pan spojrzał na mnie bykiem, nieco zawstydzony, wsiadł do auta i odjechał. Ja jeszcze chwile stałam na parkingu śmiejąc się z całej tej sytuacji.



czwartek, 18 września 2014

Przeprowadzki c.d.

Do Schwiegermutter dotarło, że mamy za mało kartonów. Przypomniało jej się, że mamy trochę na strychu. Poszłyśmy więc. Aby wejść na ten strych, trzeba otworzyć klapę, z której wysuwa się drabina. Trudno latać po drabinie z kartonami, więc Schwiegermutter wlazła na górę a ja stanęłam na drabinie, odbierałam od niej kartony i jedną ręką przerzucałam je na podłogę. Puste były to i lekkie. I tak karton za kartonem sobie przerzucamy aż tu nagle Schwiegermutter, nie wiedzieć czemu, postanowiła wytargać karton ze starymi zabawkami U... Drewnianymi zabawkami. I mi go podać, bez uprzedzenia, że karton NIE JEST PUSTY!


Prawda, że wygląda to na próbę pozbycia się Synowej? 
Wcześniej,  jak właziłam za nią po drabinie, spadł jej klapek. Myślałam, że to przypadek...

środa, 10 września 2014

Schwiegermutter i poczta

Kolejny dzień w Bawarskiej Wiosce czas zacząć, stoję więc przed lustrem i rozmazuje podkład na twarzy. Słyszę dzwonek do drzwi. U. pod prysznicem, ale na dole kręci się Schwiegermutter więc zapewne otworzy. Ale dzwonek, dzwoni i dzwoni... 
Pomyślałam, że nie słyszy, zbiegam na dol z połowicznie wykonanym makijażem i mowię:
- ktoś przyszedł
- tak, wiem 

Po czym dzwonek nadal dzwoni a Schwiegermutter nadal stoi i patrzy na mnie...
Pobiegłam więc do drzwi, otworzyłam, wzięłam paczkę od kuriera. 

Dlaczego nie otworzyła? Bo miała nieładne fioletowe spodnie na sobie!

Sądzę, że polski system pocztowy szybko wyleczy ją z patrzenia w lustro przed otwarciem drzwi. Niech no tylko raz spędzi pół godziny w kolejce po odbior awizo...

sobota, 6 września 2014

Przeprowadzkę czas zacząć...

Od dawna było wiadomo, że dom w Bawarskiej Wiosce będzie trzeba opuścić na zawsze i definitywnie, bo właściwie zabrakło amatorów do mieszkania w nim. A że rodzina U. mieszkała w nim dłuuugie dzieści lat to i jest co z niego wynosić. I Teściowa która minimalistką zdecydowanie nie jest... Jako że babulinka z sił ostatnimi czasy opadła to chodzę za nią z kartonami i pytam, co chce brać do Polski.

- o te kasety trzeba pakować - wyjaśnia Teściowa i pokazuje starą, wielką komodę z szufladami wypełnionymi po brzegi starymi kasetami magnetofonowymi
- ale wszystkie????? - pytam z niedowierzaniem
- wszystkie, będę słuchać w Polsce - wyjaśnia Teściowa

Wdech... wydech.... no dobrze, wywieźliśmy starowinkę do innego kraju, w inne warunki, do mniejszego mieszania, gdzie wszystko dzieje sie inaczej. Niech ma te swoje kilometry taśm ze sobą bo może jej z tym będzie raźniej...  Zapakowałam tymi kasetami 4 wielkie pudła. Nie wiem co na nich nagrywala ale wpadła mi w oko data jednego nagrania 1987...

- no dobra, kasety spakowane, co dalej?
- książki

Odwracam się i widzę całą ścianę regałów od lewej do prawej i od podłogi do sufitu szczelnie zapakowaną książkami. 

- wszystkie? - pytam i mam szczerą nadzieję usłyszeć, że nie
- tak, wszystkie, długo je zbierałam.
- a gdzie Ty to chcesz trzymać?
- jakoś się zmieszczą, muszą.

Uff... no ok, sama lubię ksiażki więc choć bardzo nie chcę, to jednak rozumiem, bo gdyby U. mi kazał sie pozbyć choć jednej książki...  najwyżej część pójdzie do nas.

Kartonów z książkami nie liczyłam, jedynie zaśmialam się, jak mi sie przypomniało, że na początku planowaliśmy dać Teściowej 3 kartony, żeby zabrała tylko to, co naprawdę potrzebuje ;)

- ok, co teraz? - pytam po spakowaniu wszystkich książek i solidnej przerwie
- kasety video
- Ty chyba żartujesz!
- dlaczego?
- na cholerę Ci parę pudeł kaset VHS???

Tu z pomocą przyszedł U. który w krótkich, prostych słowach wytłumaczył Teściowej, że kasety VHS NIE JADĄ.

- ok, VHS zwalczone, co dalej?

I tu Teściowa otwiera wielką, szeroką szufladę wypełnioną po brzegi KASETAMI MAGNETOFONOWYMI....

...
...
...
...




 


niedziela, 31 sierpnia 2014

Mroczna tajemnica U.

Zbieramy się do Lipska. Tam U. ma służbowe mieszkanie w którym jeszcze nie byłam.

- Ale muszę Ci coś powiedzieć... - mówi z powagą U.
- Co się stało? - pytam i wyobrażam sobie no nie wiem... kochanki jakieś? info, że w tym Lipsku to zostaniemy już na zawsze? że się okaże, ze to mieszkanie to pralnia brudnych pieniędzy albo plantacja marihuany? że kogoś zamordował i trzyma trupa w szafie?
- W mieszkanie w Lipsku znajdziesz Flipsy... - wyjaśnia z przepraszającą miną U.

No dopsz, dbam o to, byśmy nie pożerali chemii w żywności, żeby było zdrowo i  żebyśmy gotowali z nieprzetowrzonych produktów, najlepiej sezonowych. Ale żebym aż taką zołzą była, że się  dwa razy większy ode mnie, facet z jajami boi odkrycia jego małej, grzesznej tajemnicy?????




P.S. Od samego początku mnie jakoś wzieło na pisanie w 3 osobie i się porażająco konsekwentnie tego trzymałam. Pytanie do czytelników: co się lepiej czyta? tak jak dziś czy tak jak wcześniej? Zostać przy starym stylu czy dać sobie z nim siana?

wtorek, 26 sierpnia 2014

Babskie podejście do samochodu

Jeszcze jakiś czas temu K. miała do aut stosunek dość obojętny. Miało jeździć, być w innym kolorze niż srebrny i nie rozpaść się w czasie jazdy. Jak to wyglada teraz?

- Kochanie, biore Twoj samochód!
- Spadówa! Nie dam Ci kluczyków!
- Ha ha, nie musisz, sam brałem bo zostawiłaś na szafce!
- To nie dam Ci dokumentów!
- Znajdę zaraz gdzieś!
- Nie znajdziesz, bo są w torebce!
- Kur*a macie... A nikt nie sprawdzi czy mam!
- Zadzwonię na komisariat i powiem, że jeździsz bez papierów!

U. pojechał swoim. Damska torebka po raz kolejny okazała się skuteczniejsza niż sejf :)

wtorek, 12 sierpnia 2014

Z pamiętnika młodego kierowcy...

Jakiś czas temu K. zdała prawo jazdy. Potem juz tak różowo nie było z jeżdżeniem bo auto U. za duże, bo zima i slisko, bo furiaci na drogach, więc K. jeździła wtedy, gdy nie znalazła wystarczającej liczby wymówek. Potem K. dostała od U. małe śliczne autko, którym też nie bardzo chciała jeździć bo zbyt nowe a K. pewnie za pierwszym zakrętem spotka armagedon drogowy i Up! już taki piękny nie będzie... Tak więc do wczoraj konsekwentnie odmawiała jazdy bez towarzystwa U. (bo co by zrobiła gdyby ją jakis TIR chciał pożreć?) Nagle okazało się, że U. więcej czasu będzie spędzał w Niemczech i K. albo się przeprosi z Up! albo bedzie pomykać MPK (a przecież MPK to ZŁOOOO)
Przewrociła więc oczami, powiedziała "no dopsz" odgarneła z Up! pajeczyny i ruszyła do biura. Dojechała! Up też! Ten sukces sprawił, że dnia nastepnego też wsiadła w auto ale tu już tak pieknie nie było.
W drodze do biura jakaś rozpadająca sie staruszka w autku za nią, obtrąbiła soczyście K. bo ta miała czelność zastosować się do zasady "nie wjeżdżaj na skrzyżowanie, jeśli nie możesz go opuścić" a babulinka chciała pruć przed siebie.
W drodze powrotnej natomiast K. zasuwając sobie radośnie, widzi po swojej lewej auto właczające się do ruchu w kierunku przeciwnym. Kiedy K. była już na wysokości tegoż auta, widzi, że ów auto ewidentnie będzie przekraczać podwójną ciągłą i wjeżdzać na pas którym jedzie K. z zamiarem jazdy pod prąd. Juz chciała delikwenta zbesztać, gdy zobaczyła, że nie ma kogo, bo autko jedzie sobie beztrosko bez kierowcy... Przyspieszyła mocno  i chyba tylko cudem nie oberwała samochodem widmo w tył auta. Staneła na światłach jako pierwsza w kolejce, mając cholerne szczęście, że nikt przed nią nie jechał i już chciała powiedzieć "ufff!!!". Nie zdążyła, bo z lewej skrecił wielki przegubowy autobus, a jego kierowca widząc stojace w poprzek pasa auto, stanął przodem do K. na jej pasie. Mina kierowcy autobusu sugerowała iż K. powinna wysiąść, wziąść Up! na plecy i się ewakuować biegusiem. K. sprawdziła w schowku, czy ma kartkę i długopis bo skoro już tak sobie stoją twarzą w twarz, to może by pograli w jakieś kalambury czy cuś... Ostatecznie kierowca autobusu wykręcił na swój pas, dla K. zapaliło się zielone i mogłaby opuścić to zgromadzenie, ale nie... bo reszta kierowców próbująca skręcić w ulicę z której wyjeżdżała K. ustawili się pięknie jeden za drugim przez całe wielkie skrzyżowanie, blokując K. na amen możliwość skrętu w lewo. (jak i przejazdu w dwóch kierunkach wszystkim innym) I tak stali sobie, z zapałem na siebie trąbiąc, dopóki nie znalazł się kierowca auta widmo...

K. się zastanawia jakie przygody spotkają ją jutro na tych 4 kilometrach ;)

wtorek, 22 lipca 2014

Zabójcza K.

K. i U. zabalowali z papierami do 3 w nocy w biurze. Wracają do domu. Pod domem miejsca parkingowego jak zwykle brak, więc U. wyrzucił K. z auta przed domem i odjechał kawałek dalej by zaparkować. Nie ma go minutę, trzy, pięć... na ulicy cisza jak makiem zasiał, żadnych odgłosów silników ani kroków. O tyle podejrzane, że wolne miejsce parkingowe było jakieś 5 samochodów dalej...
K. w końcu dzwoni.

- Chcesz mnie zabić??? - mówi od razu głos w słuchawce
-??? ale jak to? - dopytuje się skonsternowana K.
- no na stacja benzynowa jestem! tu chyba niezbyt bezpiecznie przez telefon rozmawiać! - wyjaśnia U.


No tak spontanicznego wypadu po paliwko to K. przewidzieć nie mogła.

piątek, 18 lipca 2014

K. vs telemarketerzy

Dzwoni telefon. K. odbiera...
- Dzień dobry czy rozmawiam z włascicielem telefonu?? - dopytuje się głos
- Tak - potwierdziła K. jednocześnie przewracając oczami, bo znowu oferta...
- Przeanalizowaliśmy Pani historię i w ramach dobrej współpracy, przygotowaliśmy dla pani świetną ofertę blablabla bla bla...
K. już miała pani przerwać, ale pomyślała, że tym razem sprawdzi jak długo pani bedzie tak do niej nawijać. Włączyła więc głośnomówiący, odłożyła telefon, poszła umyć naczynia po śniadaniu, wstawiła pranie, wybrała ubrania na dziś, podlała roślinki na tarasie, i poszła zrobić makijaż do łazienki, całkiem zapomnając o blablającej do niej pani.  Po jakichś paru minutach wychodzi z łazienki i słyszy:
- Haaaaaaloooooo!, Haaaaaalooooo!! Słyszy mnie pani??????? Halooooooo!!!! Ma pani jakieś pytania??? Halooo!! No ku.wa znowu... PIP PIP PIP

Hmm no nie miła ta pani była na końcu! Dobrze, że K. nic od niej nie kupiła! ;)

środa, 2 lipca 2014

Machloje notarialne

O tym, że K. i U. znaleźli dla siebie piękny kawałek na tej planecie, już było. Teraz przypomnijmy, że ów piękny kawałek Świata znajduje się w Polsce...
Dobre 2 dni przed spotkaniem u notariusza, wyszło, że U. nie może kupić tej działki... No nie i koniec. Bo w papierach stoi, że to działka rolna jest i jeszcze 12 lat temu się krowy na niej pasły. A obcokrajowiec, bez zgody Mądrych Panów z MSW takiej działki kupić nie może, bo pewnie farmę założy i całe mleko z Polski wyprowadzi... Fakt, iż gmina twierdzi, że jest to teren przeznaczony pod zabudowę i nawet ma na to papiery, nie robi na Panach z MSW żadnego wrażenia. Był rodzaj pewnej paniki...
Notariusz dumał intensywnie i wydumał. Poinstruował U. o dalszych krokach a ten zadzwonił z wieściami do właściciela działki:

- Dzień dobry! wie pan co, my musimy u notariusz taka umowa przestępcza najpierw podpisać bo prawo nie pozwala mi normalnie tej działki kupić!

K. strzeliła facepalma, nakryła się nogami, a następnie szybko zareagowała:

- Umowa PRZEDWSTĘPNA, Kochanie, nie przestępcza!!!

Bo K. nie wie, czy właściciel działki taki skory do łamania prawa by był... I jeszcze notariusza w to wciągać...

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Wsi spokojna...

- Kochanie, ja już widzę, że to za daleko - kręci nosem U.
- Oj... bo oddałeś kierownicę żonie i się nudzisz na siedzeniu pasażera. My ledwie wyjechaliśmy z Wrocławia przecież - tłumaczy K. i twardo jedzie dalej
- No właśnie! nie ma jeszcze połowy drogi a już tu bym nie chciał mieszkać, bo za daleko od Wrocław... - obstaje U. przy swoim, K. twardo trzyma nogę na gazie i ani myśli się rozglądać za miejscem  do zawracania.
- Musimy przynajmniej zobaczyć tą działkę - upiera się K.
- No dobrze ale mówie Ci, że nic z tego nie będzie - zgadza się z rezygnacją U.

Jakiś czas później  K. i U. dojechali na miejsce. K. zatrzymała auto na środku leśnej drogi (bo i nie wyglądało na to, by tą drogą cokolwiek chciało jeździć) i wysiadła. Podreptała w głąb łąki. Od razu ją powalił śpiew ptaków, całe mnóstwo motyli i ten sielski spokój, którego próżno szukać w mieście. U. w tym czasie wykorzystał sytuacje, myknął na fotel kierowcy i zawrócił gdzieś w lesie.

- Kochanie chodź, wracamy! - krzyknął do K.

K. podeszła do samochodu, otworzyła drzwi kierowcy i zrobiła najbardziej stanowczą minę jaką umiała...
- Wysiadaj z auta! - zarządziła K.
- No, kochanie, nie mamy czas! - broni się U. spoglądając na zegarek
- To nie potrwa długo! - obstaje przy swoim K. i każe za sobą iść.

- No, naprawdę ładnie tu... - przyznał U. zasuwając za K. po trawie do kolan - daleko trochę ale w sumie ładnie...
- No! W końcu! - pomyślała K.

2 dni później U. opowiadał wszystkim, że znalazł piękną, wielką działkę pod dom, w innym świecie, gdzie zamiast ruchu ulicznego, słychać ptaki, zamiast gołębi latają motyle, no i chodząc trzeba uważać na żaby... a sama działka jest tuż pod lasem. W miejscowości, której nie ma na niektórych mapach, gps dolatuje najwyżej do pobliskiego kościoła, dzieci na widok samochodu wybiegają z domów z krzykiem "coś jeedzieeee!!", psy są zdziwione, że muszą ruszyć tyłek ze środka drogi a przy trochę obskubanych, starych domach w ogródkach ogrodzonych zwykłymi acz zadbanymi sztachetami, rosną w równych, wypielonych rządkach rozmaite warzywa. Wioska ewidentnie stara ale każdy dba o swoje obejście jak tylko może.
K. i U. niejedną godzinę przegadali przy płocie z przyszłymi sąsiadami, stwierdzając, że są to ludzie bardzo przyjaźnie nastawieni i otwarci. Nie inaczej było w każdym urzędzie do jakiego trafili. Tam urzędnik ma czas, by pomóc, podpowiedzieć, udzielić informacji albo załatwić sprawę od ręki, mimo tego, że zwykły czas oczekiwania, to 2 dni.

To jakiś inny świat i właśnie tam K. i U. znaleźli swój azyl, który od dziś należy do nich :)



środa, 18 czerwca 2014

U. vs telemarketerzy

Lubicie upierdliwych telemarketerów, co to nie rozumieją słów "nie, dziękuję"? Pół biedy jeśli ten jest ogarnięty i potrafi prowadzić rozmowę na poziomie wyższym niż "tresowana małpa". K. nie znosi... jak ma humor, to robi sobie z nich jaja, jak nie ma humoru to się wścieka.

A jak podchodzi do sprawy U. ?

- Dzień dobry, tu firma XYZ, mam dla Pana wspaniałą ofertę bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla bla. Oferta jest ważna tylko do końca tego tygodnia, rozumiem, że ma Pan chwilę na sporządzenie zamówienia?
- Nie, teraz nie mam czasu i zaraz wyjeżdżam na kilka dni za granicy więc w tym tygodniu w ogóle nie ma sens do mnie dzwonić.
- A....y.... rozumiem i do widzenia PIP... PIP... PIP...

Można? Można!

czwartek, 8 maja 2014

Bo prasować, to trzeba umieć...

K. wieczorem prasuje koszulę dla U. Szczerze nie znosi tego zajęcia ale cóż począć...
- Ała, ^!@#*&^% - rzekła zirytowana K.
- A co robisz?? - zapytał zdziwiony U.
- Prasuję Twoją koszulę i właśnie się poparzyłam.... widzisz jak się dla Twojego wyglądu poświęcam? - wyjaśniła K.
- Ale Kochanie, przecież nie musisz... - odpowiedział stroskany U.
- Co? Sam sobie wyprasujesz? - zapytała z nadzieją K.
- Nie, ale nie musisz się przy tym parzyć...


No ludzki jest...

piątek, 18 kwietnia 2014

Skuteczność klapania...

Piątek. K. i U. zbierają się do biura ale w związku z tym, że w Niemczech już nikt dziś nie pracuje, wiadomo, że będzie to luźny, krótki dzień, bez dzwoniących telefonów. K. ubrała się więc całkiem na luzie, ot sportowe buty, dżinsy i t-shirt. Spojrzała na U...

- ale się zgraliśmy dziś... ja na luzie a Ty elegancka koszula, spodnie i aktówka... - skwitowała K.
- ojjj Kochanie spokojnie, Ty wystarczy, że raz klapasz oczami i dostajesz co chcesz a ja muszę dużo i ładnie gadać a do tego jeszcze wyglądać... - podsumował U.


No więc K. zaklapała oczami i dostała buziaka. Czyli metoda działa :)

wtorek, 15 kwietnia 2014

Kobiety i umiejętność patrzenia

K. i U. jadą do pracy małą osiedlową uliczką. U. prowadzi. Nagle przyspiesza omija wysepkę i chowa się przed nadjeżdżającym z naprzeciwka dużym samochodem. Szybko, sprawnie i bez utrudniania komukolwiek ruchu.

- Ale Ty tak kochanie nie zrób! - ostrzega U. swoją żonę
- Ze swoim doświadczeniem raczej bym poczekała... -  stwierdziła nieco zaspana jeszcze K.
- Bo my faceci biologicznie lepiej oceniamy odległość i dlatego kobiety często mają np problem z  parkowaniem - tłumaczy U.
- Ehmm - odparła K. myślami będąc już przy ekspresie do kawy.
-  Za to umiecie patrzeć facetom na tyłek, tak żeby nikt nie widział a jak my patrzymy na wasze cycki to od razu widzicie... - dodaje nieco zazdrośnie U.

wtorek, 8 kwietnia 2014

Katar pracownika

U. zatrudnił ostatnio nowego pracownika. Pracownik ten miał pojechać razem z Kierownikiem do Niemiec, na budowę i jeszcze tego samego dnia zacząć pracę.
Na miejscu grupa pracowników uznała, że jest głodna i wraz z Nowym poszli coś zjeść. Wrócili bez Nowego...
Gdzie się podział? Ano uznał, że zmęczony jest i bez porozumienia z nikim postanowił, że pójdzie spać do hotelu a prace... prace to jutro sobie zacznie, przeca to nie zając, nie ucieknie ;)
U. niewiele się zastanawiając, kazał Nowego odstawić na PKP celem powrotu do domu.

- Ty wiesz? Kierownik powiedział, że on miał rano katar jak wsiadał do samochodu! To jeszcze bardziej nie nadaje sie do pracy u nas! - opowiadał oburzony U. o Nowym swojej żonie.

K. dumała i dumała i dumała... i próbowała samą siebie przekonać do tego co powiedział U.
...no tak... z katarem nie powinno się pracować... można pozarażać innych i jeszcze przez ten katar wypadek mieć bo jak się zacznie kichać i się przelatującej łychy koparki nie zauważy...

- to on musiał bardzo dużo pić wcześniej! a wiedział przecież, że jedzie do pracy! - ciągnie dalej U.
- ach o kaca Ci chodziło, nie katar tak? - pojęła w końcu K.

No cóż... Nowy na miejscu pracy zdążył zjeść obiad i się przespać... Takiego giganta jeszcze w firmie nie było :) Następnego dnia katar mu trochę przeszedł ale U. był nieugięty.

piątek, 4 kwietnia 2014

Szczyt lenistwa.

Leniwy poranek.
K. i U. już nie śpią, ale jeszcze leżą w łóżku i zastanawiają się, co począć z tym dniem...
Wtem dzwoni telefon U. leżący w drugim końcu pokoju...
- Jak już stoisz, to możesz mi podać telefon? - zagaił U.
Przez kolejne parę minut dyskutowali o tym, które z nich leży bardziej. Telefon nie został odebrany.

Powiedzcie, że czasem też tak macie ;)

środa, 2 kwietnia 2014

Bawarczyk i mięso...

U. jak niektórym z Was wiadomo, od 6 roku życia nie je mięsa ani ryb. Ostatnia dyskusja K. i U. zeszła na tematy kulinarne...

- heh, no swoją drogą, ciekawe co byś zrobił z kawałkiem mięsa w kuchni...
- a dałbym rade!
- niby jak?
- to, że nie jem mięsa, nie znaczy, że nie umiem go ugotować! - obruszył się U.
- no to jak byś ugotował?
- dałbym do maszynki do mięsa i potem dał tam sól, pieprz, tymianek i sok z cytryny
- i co dalej?
- robiłbym takie placki i dał na patelnie
- hmm jak już robimy mielone, to bułkę i jakieś jajko by wypadało tam dorzucić...
- żartujesz?? jajko jest za szkoda do mięsa dać!
- no ok... i co? zjadłbyś?
- szalejesz??!! dałbym jakiemuś psu!


Nie, U. o mielone lepiej nie prosić :D

piątek, 17 stycznia 2014

Bawarczyk i estetyka obuwnicza...

K. się pakuje. Szczerze tego nie znosi ale tym razem musi sama.

- A buty spakowałaś?
- Które?
- No te ładne!

Czy tylko K. ma wrażenie, że jej własny małżonek uważa iż K. posiada w swojej kolekcji jakieś brzydkie buty??

wtorek, 14 stycznia 2014

Charakterny Bawarczyk

Jaki jest ten U. poza tym, że jest całkiem przystojnym i sympatycznym Bawarczykiem?
Ano całkiem charakterny. Ma swoje zasady, nigdy ich nie łamie, nigdy nikogo nie oszuka ale gdy ktoś wobec niego albo jego bliskich zagra nie fair, to... ten osobnik szybko się przekonuje, że to był błąd. Bardzo szybko. Nie, U. jeszcze nikomu nie przyłożył. Nie musiał.
K. wobec tego, zwykle nie narzeka na nudę, bo musi studzić zapał swego Męża do naprawiania świata.
Dziś U. dostał pismo z niemieckiego Urzędu Skarbowego z naliczonymi podatkami. Pomyślał sobie, że nie powinien wspierać własnego kraju podatkami bo Niemcy całkiem spore kwoty przeznaczają na poprawę warunków dla imigrantów - głównie Turków, którzy głośno krzyczą, że są dyskryminowani, domagają się języka tureckiego w niemieckich szkołach, chcą by z publicznych budynków (szkoły, urzedy) znikneły krzyże, oczekują, że do szkoły będą mogli wchodzić osobnym wejściem (aby nie korzystać z tego samego wejścia co nie muzułmanie). Krzywo się patrzą na tradycyjne bawarskie powitanie "Gruss Got" (Szczęść Boże) bardzo często stosowane w sytuacjach oficjalnych i tych mniej formalnych. Długo jeszcze można by wymieniać. Oczywiście, jesli Turek, zrobi coś Niemcowi, to często pozostanie bezkarny. W przedszkolach natomiast w ramach gender dzieci odgrywają role gejów i lesbijek. To tylko kilka przykładów.
U. uznał więc, że może ten podatek wpłacić na konto jakiejś fundacji ale na pewno nie do urzędu.

- Powiedziałem im, że nie płace żaden podatek na taki kiriminalny kraj!  - poinformował wzburzony po rozmowie z urzędniczką U.
- A według prawa musisz? - zapytała K.
- No jak patrzysz na prawo to tak, jak patrzysz na sprawiedliwość, to nigdy!
- U. ale oni z Ciebie ten podatek i tak ściągną skoro im sie należy i będziesz miał tylko więcej problemów
- Niech próbują!
- No żebyś wiedział, że spróbują a Ty zamiast skupić się na pracy, będziesz sie szarpał z niemiecką skarbówką. U.! wiem że Cie wkurza ten kraj i się nie dziwię, ale jesli nie chcesz tu płacić podatków to raczej zrób coś, by nie musieć ich płacić a te które już musisz, to może jednak zapłać? Warto tracić nerwy na urzedy, które i tak wygrają, bo prawo stoi po ich stronie?

U. sprawę przemyślał... powkurzał się, poprzeklinał i złapał za telefon.

- Ja niedługo wracam do Polski, czekajcie, jak odpocznę tydzień albo dwa od tego kryminalnego kraju, to zdecyduje, czy Wam płace ten podatek, czy nie! - poinformował U. panią urzędniczkę.


Nie, K. przy U. nie ma szans na nudę...





P.S. U. nie ma nic przeciw Turkom, muzułmanom i osobom innych narodowości, jeśli ci żyją sobie spokojnie, nikomu nie wadzą, rozumieją, że są w obcym kraju, potrafią się jakoś zintegrować i szanują innych. Po prostu nie ma ochoty, we własnym kraju ustępować we wszystkim muzułmanom, bo ci mogliby się poczuć urażeni i dyskryminowani.


poniedziałek, 6 stycznia 2014

Bawarskie zwyczaje.

K. i U. siedzą beztrosko w salonie i oglądają film. Nagle słychać dzwonek do drzwi. K. spojrzała na U. podejrzliwie.
- Ktoś miał przyjść? Dziś niedziela, to chyba żaden kurier ani poczta?
- Idź, zobacz.

K. poszła.

Otworzyła drzwi. Jej oczom ukazało się troje małych ludzi w jakichś prześcieradłach z umorusanymi twarzami. Na umorusanych twarzach pojawiły się uśmiechy...
- Eeee?? kolędnicy? chyba już na nich za późno? I za mało ich coś? Trzej królowie? ale dziś dopiero 5 stycznia... a gdzie wtedy złoto, kadzidło i mirra? eee podejrzane...-  pomyślała K. i nauczona doświadczeniem, postanowiła nie zagadywać do małoletnich, odwzajemniła piękny uśmiech i zamknęła drzwi.

- U. co w tym kraju robi się z poprzebieranymi w prześcieradła dziećmi?
- Daje sie im jakieś słodycze. A co im dałaś??
- Nic, uśmiechnęłam się pięknie i zamknęłam drzwi....  

    U. czemu sie tak śmiejesz??
    U. no o co chodzi???
    Co w tym śmiesznego było?
    U. możesz przestać się na chwile śmiać i mi odpowiedzieć????

- Nie moge przestać.... Bo chyba nikt w tym kraju nie wpadłby na taki pomysł : D
- Już więcej nie otwieram w tym kraju żadnych drzwi!



czwartek, 2 stycznia 2014

2013 - podsumowanie ;)

K. chyba się starzeje, bo naszło ją na podsumowania roczne...

Co rok 2013 przyniósł K. i U. ?

- Na samym początku starego roku wyemigrowali do bawarskiej wioski. Z zamiarem, że to już tak na dłużej ale na razie na jakieś 2 m-ce. Tak wyszło że w bawarskiej wiosce zostali do 7 maja. K. z małą kilkudniową przerwą na załatwienie wszystkich spraw związanych ze ślubem.
- 30 kwietnia wzieli Ślub :)
- 7 maja przyjechali do Wrocławia na 3 tygodnie - tak jakoś wyszło, że już im się zostało, ku uciesze K.
- potem była kolejna wielka uroczystość rodzinna - I Komunia Młodszej
- a potem K. przez swoje rzucone od niechcenia "no może w koncu zrobie to prawko..." została natychmiastowo zawleczona przez U. do najbliższej szkoły jazdy i zapisana na kurs. Bo przecież chciała! (po prawdzie to U. musiał działać zanim K. uzna, że jednak nie, co mogło nastąpić w każdej chwili )
- i jeszcze jak to zwykle bywa w przypadku U. pojawiły sie kolejne pomysły na biznes i część z nich zaczął realizować
- we wrześniu Siostra K. oznajmiła rodzinie że bierze ślub! Za 2 miesiące! w Rzymie! (ciekawe swoją drogą czy Rodziciele się spodziewali, że w jednym roku wydadzą za mąż wszystkie możliwe córki ?)
- Tak więc przy okazji K. i U. zwiedzili Rzym
- a troche wcześniej K. stukneła 30-stka. U. tego samego dnia też się postarzał, acz nie aż tak na okrągło (tak! mają urodziny tego samego dnia, ale nie dogadali się co do roku w którym mieli się urodzić, więc im wyszła kilkuletnia różnica)
- dzień przed wyjazdem do bawarskiej wioski na święta i operację U. K. zdała prawo jazdy. Dosłownie w ostatniej możliwej chwili :)
- a potem, na sam koniec roku U. sie pozbył protez tytanowych z kręgosłupa, bo miał na nie alergie i męczył sie jak cholera. Oczywiście K. przezyła to znacznie bardziej niż U. który twierdzi, że ta operacja była jak urlop. Trzeciego dnia po operacji, K. weszła do kliniki, celem odbioru U. i ku swojemu zdziwieniu i przerażeniu zobaczyła Męża latającego po całym budynku jak pershing bo... przed wyjściem chciał o coś jeszcze zapytać lekarza i ten się przed nim gdzieś schował!

Co przyniesie Rok 2014??
 Do konca nie wiadomo ale bedzie w nim całe mnóstwo pracy, szukanie działki, budowanie domu i pewnie jak zwykle kilka niespodzianek ;)

Z tego miejsca K. życzy Wszystkim, by pozytywy Nowego Roku, znacznie przewyższały negatywy :)