sobota, 23 lutego 2013

Wielki Wtorek :)

Jutro 4 rocznica Wielkiego Wtorku o czym raczyła przypomniec K. Guzikowianka, bo K. by umkneło :)
Cóż za pamiętny dzień? Otóż tego dnia obydwie się poznały. W bardzo ciekawych okolicznościach. Właściwie to poznały się wtedy jeszcze z Panną N. :) Czemu to zdarzenie tak mocno im wpadło w pamięć? Ano bo wszystkie trzy miały ze sobą coś wspólnego. Mianowicie faceta - Pana J. :) 
Wcześniej niczego nie podejrzewały...

W wielkim skrócie to K. odebrała telefon od Panny N. po dłuższej rozmowie się zgadały, poszły na kawę a następnie wpadły na pomysł by odwiedzić Pana J. Co ma chłopak po mieście jeździć - będzie miał obydwie na raz! Okazało się że na ten sam pomysł wpadła Guzikowianka i tym samym się okazało, że jest ich 3  nie 2 :) Pan J. uznał jedynie że... nie ma im nic do powiedzenia! No to zaskoczył bo spodziewały się łzawego "to nie tak jak myślicie..." 
Historia wbrew pozorom jak najbardziej pozytywna bo w jednej chwili się pozbyły zgreda a K. z Guzikowianką kumplują się do dziś :) Panna N. jako studentka weterynarii się nie zintegrowała przez nadmiar licznych zajęć. 
Pana J. podziwiają jedynie za organizację czasu - mieć 3 dziewczyny, nigdy się nie pomylić, nie palnąć jakiejś bzdury i z wszystkimi się widywać na tyle często, że żadna się nie zorientowała to nie lada wyczyn. Chłopina wtopił bo Panna N. przejawiała niezdrowy nawyk zaglądania wybrankowi do maila i telefonu :) 
Do dziś nie wiedzą co też w nim widziały... 

W ciągu tych 4 lat K. i Guzikowianka zdążyły razem mieszkać (i to nie raz) razem pracować, a  nawet dostały wypowiedzenie z pracy w tym samym dniu choć pracowały wtedy w dwóch różnych firmach. Guzikowianka będzie także świadkiem na ślubie K. i U. i ma swój wkład w ten związek (tak U. ta Szelma się przyznała, że pomogła wysłać bukiet kwiatów pod właściwy adres!). Potem Guzikowianka poznała Połówka, K. w międzyczasie trafiała na różne ciekawe eksponaty o których książkę mogłaby napisać aż w końcu trafiła na U. - całkiem przez przypadek :) K. zamieszkała z U. a Guzikowianka zdążyła pojechać do Afganistanu i z niego wrócić. 

Tak więc K. dementuje wszelakie plotki, że dwie dziewczyny tego samego faceta muszą się koniecznie nienawidzić, wyrywać sobie włosy i tarzać w kisielu :P






wtorek, 19 lutego 2013

Mentalność

K. i U. załatwiają różne sprawy w małym bawarskim miasteczku. U. zaparkował pod bankiem i poszedł coś załatwić zostawiając K. w samochodzie. Po chwili przed maską pojawił się Starszy Pan i zaczął przyglądać się rejestracji. Wywiązał się taki dialog:
- A! z Drezna jesteście! - powiedział wesoło Starszy Pan
- Nie.. tam tylko jest siedziba firmy narzeczonego, on pochodzi stąd a ja z Wrocławia - wyjaśniła K.
- Hmm... Wrocław... Wrocław... aa  Słowakia! - wykrzyknął wesoło Starszy Pan
- Niee, Polska - poprawiła K.
- Aaa tak racja, a ja jestem z Włoch! Miłego Dnia!- powiedział z uśmiechem Starszy Pan i poszedł przed siebie.

Ta sama rejestracja w Polsce sprawia, że zniknie antenka tudzież gdzieś pojawi się rysa...

sobota, 16 lutego 2013

Klapiący urok K.

Sobota. K. i U. plany co do tego dnia mają dziś nieco jakby sprzeczne. U. chce oglądac film - co oznacza egipskie ciemności w kuchni i w salonie (bo U. lubi mieć całkiem ciemno do oglądania filmu) a K. by chciała coś robić własnie w kuchni...
Tak więc K. wydumała kompromis, że potem jak będzie już ciemno na dworze to ona obejrzy z nim dowolny film - nawet bez polskich napisów... przedstawia więc pomysł wspomagając się urokiem osobistym, robiąc umizgi... uśmiechy... mrugając zachęcająco oczami...
- przestań klapać oczami! - rozkazał U. śmiejąc się z K.

K. klapać przestała... bo trudno klapać oczami śmiejąc się do ropuku ;)




środa, 13 lutego 2013

Walentynki

Jutro szumnie zapowiadane wszędzie Walentynki. A K. się zastanawia komu właściwie ma służyć to święto?
- Zakochanym, tym którzy mają fajne, zdrowe i szczęśliwe związki? - hmm, tacy pamiętają o sobie codziennie i własciwie nie wiadomo co mogliby tego dnia zrobić dla siebie bardziej albo lepiej. O! powinni się udać na romantyczną kolację przy świecach! A jeśli to nie leży w ich naturze? Albo do romatycznej kolacji nie potrzebują koniecznie odpowiedniej daty?
- Tym, którzy na codzien o siebie nawzajem jakoś szczególnie nie zabiegają i żyją trochę obok siebie a uczucia sobie okazują tylko od święta? - powinni raczej przemyśleć po co ze sobą są...
- Tym, którzy na Walentynkach zarabiają, sprzedając rozmaite walentynkowe gadżety? - chyba najbardziej. Bo przecież on bezdusznym facetem jeśli akurat TEGO DNIA nie podaruje swej wybrance choć małego pudełka czekoladek a ona będzie egoistką jeśli nie odwdzięczy się choćby bokserkami w serduszka...

Tak więc K. i U. Walentynek nie obchodzą :)



sobota, 9 lutego 2013

k.zip

Wczesny ranek. K. i U. leżą jeszcze w łóżku. U. przyciąga do siebie K. odwraca ją... przekłada, przyciąga jej kolana do głowy... przekłada ręce... K. w końcu straciła cierpliwość...
- Kochanie co Ty właściwie robisz?
- Lubie jak zajmujesz tak mało miejsca jak to możliwe, o! widzisz teraz mieścisz sie nawet w wózku dla dzieci! Nie potrzebujemy duży dom!
- ...

poniedziałek, 4 lutego 2013

Wiadomości z frontu

K. spojrzała na datę ostatniego posta i uznała że tak być nie może. Nadrabia więc w te pędy zaległości i na swoje usprawiedliwienie ma informacje, że nad czymś akurat pracuje i pochwali się efektami jak będzie czym ;)
Minął niemal miesiąc od kiedy K. i U. przyjechali do bawarskiej wioski. K. się ciągle naraża U. bo używa zwrotów "u Ciebie w łazience" tudzież "Twój piekarnik" a U. z bardzo groźną miną poprawia ją i mówi "u NAS w łazience". Cóż poradzić dla K. domem jest mieszkanie we Wrocławiu (jak i sam Wrocław) a dla U. tenże właśnie w bawarskiej wiosce. U. robi co może by ten stan zmienić i by K. czuła się w bawarskiej wiosce jak w domu lecz niemożliwe to do wykonania z dnia na dzień. Najbliższa przyszłość zapowiada się częściej w Bawarii a rzadziej w Polsce, co K. się średnio uśmiecha ale cóż poradzić... K. miała wybór: zostać we Wrocławiu i widzieć U. raz na ruski rok, lub przestawić się na bardziej mobilny tryb życia po to by móc spędzać z U. codziennie czas. Wybrała to drugie. Nie żałuje acz troche brakuje jej Wrocławia.

Po około trzech tygodniach pobytu w bawarskiej wiosce K. udało się... wyrzucić śmieci po raz pierwszy.
Czemu tak prozaiczna czynność sprawiła tyle problemów?
Bo tu wynoszeniem śmieci zajmowała się od zawsze mama U. K. ten stan rzeczy do gustu nie przypadł bo niby z jakiej racji o 50 lat starsza kobieta ma latać ze śmieciami Młodych.
Tak więc K. niczego nie podejrzewając wzięła worek ze śmieciami i zeszła na dół celem wyrzucenia. Na etapie parteru napadła ją jednak mama U. i odebrała śmieci chowając je w swojej kuchni coś tam tłumacząc. Ok... może dziś jest jakiś dzien niewynoszenia śmieci czy cuś... K. wzruszyła ramionami i wróciła na górę.
Następnym razem śmieci znów zostały odebrane K. choć tym razem K. stawiała lekki opór. Bo śnieg spadł i wyjść nie można. (?)
Nie inaczej było za kolejnym razem... K. uznała, że sukcesem będzie złapanie klamki od drzwi wejściowych i jednoczesne trzymanie worka ze śmieciami w drugiej... Potem powinno pójść łatwiej. K. pomyślała że może pod osłoną nocy...
Kiedy już któregoś dnia znalazła się na dworze (w butach U. bo łatwiej założyć) dzierżąc w garści śmieciowy worek, zaczęła się rozglądać za stosownym pojemnikiem (pytać mamy U. o lokalizacje tegoż nie chciała bo skończyłoby się jak zwykle). Wioska... znaczy się każdy dom ma swój kubeł... ale gdzie? szurając, za dużymi butami U. wypełzła na ulicę, kubłów śmieciowych ni widu, ni słychu... i to nawet pół. Okazały się być bardzo skutecznie ukryte w murkach przy podjazdach...
Wałęsająca się koło domu K. z worem śmieci i w o wiele za dużych butach musiała wyglądać nadzwyczaj ciekawie...