czwartek, 28 marca 2013

U. vs. język polski

K. się wygłupia, U. tak patrzy i podsumował:
- Moja ty najszalonszejsza...
- Nie U., najbardziej szalona, jeśli już
- Najszalonszejsza!
- U. nie ma takiego słowa..
- Teraz ma!
- Nie, teraz jest.

czwartek, 21 marca 2013

Dumny U.

Poranek. K. i U. jeszcze w łóżku. U. opowiada K. co mu się śniło:

Wiesz, śniła mi się taka piękna dziewczyna, dosłownie idealna i ona była we mnie zakochana. Przychodziła do mnie często, chciała związek... No i jak był już dzien naszego ślubu to ona przyszła do mnie, pięknie i seksownie ubrana, z fajnym makijażem i fryzura... i prosiła żebym się z tobą nie żenił bo ona mnie kocha i chce ze mną być. A ja jej powiedziałem, że mam swoją K. i nie chce z żadna inna brać ślub. I nawet jej buzi nie dałem! Do tej pory jestem z siebie dumny!

Ah ten U. ;)

poniedziałek, 18 marca 2013

Kto się lubi...

K. i U. jadą gdzieś. Po drodze U. się wygłupia...
- Najpierw Cie polubię a potem poślubię bo wiesz, kto się lubi ten się czubi!
- U. a skąd Ty znasz to powiedzenie?
- Od Ciebie przecież!
- A wiesz co to znaczy "czubić się"?
- No wiem, to co Ty mi ciągle robisz!
- ...

Nie zawsze wesoło...

K. na blogu zwykle pisze o tych pozytywnych, tudzież zabawnych aspektach związanych z U. Ale czy K. rzeczywiście ma z U. tylko sielankę? Oczywiście, że nie! Bywa, że się pokłócą, albo jedno na drugie się zdenerwuje. U. pośród wielu zalet ma też wady (tak samo zresztą jak K.). Bywa też tak, że K. zostanie wytrącona z równowagi za sprawą U. na 3 dni...
Bo taki U. się na przykład kiepsko czuje i lekarz każe mu jechać na dyżur do szpitala by sprawdzić o co chodzi. Wieczorem  K. dzwoniąc do U. dowiaduje się, że ten wprawdzie pojechał tylko na badania ale "na wszelki wypadek" go zatrzymają w szpitalu. Rano podejrzenia padają na zapalenie opon mózgowych...

K. oczywiście we Wrocławiu (800 km od U.) i oczywiście histeria bo w przypadku U. taka choroba mogłaby się nie skończyć najlepiej. Oczywiście tego dnia ma rozmowę kwalifikacyjną, oczywiście rozważa, czy wogóle na nią iść i dzwoni do U. średnio co pół godziny (dzwoniłaby częściej ale chory musi przecież odpoczywać!) a gdy ten nie odbiera (bo np jest u niego lekarz) to  K. oczywiście ma przed oczami obraz majaczącego i półprzytomnego U. otoczonego bandą białych fartuchów.

K. ostatecznie decyduje, że na rozmowę pójdzie bo na godzinę przed, to nie wypada odwoływać ale nieszczególnie się do niej przyłoży. Poszła więc, na miejscu się okazało, że z rozmowy nici - ich bardziej interesują umiejętności K. więc wręczyli jej 8-kartkowy test kompetencji i oznajmili, że za 2h wrócą i sprawdzą jak jej poszło. Tak więc wyklinając wszystkich pod nosem (bądź co bądź głowy do tego nie miała akurat i nikt jej nie uprzedził o tym, że nie będzie to normalna rozmowa) przez bite 2h K. obliczała zyski z lokat, tworzyła przypadki testowe, konstruowała zapytania SQL... i by zapewne sobie poszła przed czasem ale rzecz się działa w centrali banku i wszystkie drzwi się otwierały za pomocą karty magnetycznej której to K. nie posiadała (takie nowoczesne wariatkowo - klamki były ale do otwarcia drzwi to za mało!). Ah! K. nie wspomniała, że ów rekrutacja dotyczyła projektu trwającego... MIESIĄC czasu...

2 dni później K. jest już w bawarskiej wiosce,  U. wychodzi ze szpitala - okazuje się, że to  była  "tylko" reakcja na leki, więc skończyło się na strachu i nakazie odpoczynku przez kilka dni.

Wieczorem K. coś tam knuje w kuchni, U. siedzi przed TV i programuje nagrywanie filmów. K. się odwraca, patrzy na U. klikającego pilotem (to klikanie zawsze doprowadzało ją do szału) i ku swojemu zdumieniu cieszy się, że ów klikanie znowu słyszy. A ten cały Wrocław, te wszystkie szpitale to jakby się przyśniły...




wtorek, 12 marca 2013

Testy organoleptyczne

Co zrobi K. jesli nagle sie okaze ze w domu ze slodyczy zostaly tylko batoniki z orzechami laskowymi?
Sprawdzi czy aby na pewno na laskowe tez ma alergie. Organoleptycznie. Bo ze arachidowe to zlo juz wie od dawna.

U. K. chciala Ci przez to powiedzec ze Twoje ulubione Milch-Haselnuss-Schnitte nie sa juz bezpieczne...



Aktualizacja:

Milch-Haselnuss-Schnitte bezpieczne jednak są...

Dnia następnego K. pożarła 3 batonika uważając naiwnie że ta alergia to rzeczywiście były jakieś bujdy. Szybko się okazało że do 3 razy sztuka. K. dostała wysypki i zanim zaczęła się dusić na dobre, zdążyła łyknąć końską dawkę wapna i orzechową przygodę zakończyła gorączką...

Nie wie jak to mozliwe że pierwsze 2 batoniki przeszły niezauważone a 3 został okupiony takimi atrakcjami ale cóż... więcej testów nie planuje. U. troche jakby zły na pomysły K. ale po tym co jej w ostatnich dniach zafundował nie śmie urządzać karczemnej awantury. Słusznie! O tym jednak w następnym wpisie.

piątek, 8 marca 2013

Chciał dobrze...

Dzień Kobiet to dla U. święto niezrozumiałe, na przypomnienie, że takowe dziś nastąpiło U. powiedział bez przekonania "Wszystkiego Najlepszego" co K. tylko rozbawiło ;) U. tłumaczył  już kiedyś, że jeśli w Polsce takie święto jest to on nie ma nic przeciw ale nie obchodzi go bo jego zdaniem to jest bez sensu a kobiety w swoim otoczeniu (a zwłaszcza K. ;) traktuje codziennie dobrze i o nie dba bez względu na datę. To jest Dzień Kobiet widziany oczami Bawarczyka.
Jak do tego dnia podchodzą Polacy? Wiadomo: goździk został wyparty przez tulipana, rajstopy zostały zastąpione czekoladkami a w sklepach jedna promocja goni drugą. Są także panowie którzy intensywnie myślą jakby tu tego dnia swoim paniom szczególnie dogodzić - tak jak pan siedzący w autobusie obok K. Pan był lekko wczorajszy i miał wielką chęć udobruchania swojej wybranki życia. Zadzwonił więc do kolegi po poradę. K. chcąc nie chcąc, wysłuchała jednostronnego dialogu:

- Ty, Zeniu jak się te placki ziemniaczane robi? 
- no pytam bo wiesz, ta moja stara ciągle zrzędzi, że nawet kanapek dzieciakom nie zrobie, a dzisiaj dzień kobiet to bym jej obiad zrobił
- aha, mąka, jajko, sól i co dalej...
- a ok...   a czekaj ta mąka to do czego, bo się zgubiłem?
- a do ziemniaków wszystko... co??? zetrzeć ziemniaki na tarce??? nie można jakoś pokroić?
- to niech se sama robi! 

Grunt to dobre intencje :)

poniedziałek, 4 marca 2013

Preria

K. dziś miała dzień przygód na swej prerii - musiała załatwić wszystkie papiery umożliwiające wyjście za mąż za niejakiego Pana U. ;) Preria + załatwianie spraw = przygoda.
Preria (bo tak ją nazwała K.) jest całkiem ładnym zakątkiem. Kilkaset metrów od rodzinnego domu K. zaczynają się totalne odludzia po których można się plątać kilka godzin nie spotykając nikogo - no może jakiegoś zająca, lisa albo sarnę. Mieszkancy prerii raczeni są teatrzykiem ze strony Wójta oraz jego przeciwników - jednak poza coniedzielną mszą jest to jedyna rozrywka. Do prerii zalicza się także pobliskie miasto powiatowe. Gdy K. pewnego dnia umyśliła sobie, że pojedzie pociągiem z miasta powiatowego do Wrocławia to od pani sprzatającej i zarazem jedynej osoby na całym dworcu dowiedziała się że biletu nie kupi bo komputer się zepsuł - trzy tygodnie temu i nie wiadomo kiedy naprawią i w związku z tym pani kasjerka ma od trzech tygodni przymusowy urlop. Dowiedziała się także, że sama musi sobie odpowiedzieć na pytanie z którego peronu odjedzie pociąg do Wro bo Pan Megafonowy jest na urlopie, toteż pociągów nikt nie zapowiada :)

W USC dostała do wypełnienia wniosek na druku z 1970 r. i się uśmiechała pod nosem wypełniając go bo pani urzędująca była wiecej niż przerażona że ktoś przyszedł i śmiał poprosić o "międzynarodowe zaswiadczenie o zdolności do zawarcia związku małżeńskiego za granicą" kiedy to ona nigdy czegoś takiego nie widziała.
Potem przyszedł czas na opłaty skarbowe. K. odstała swoje w kolejce potem podeszła do okienka, wyartykułowała co chce, pani uznała że K. to jednak się coś pomyliło i ma sprawdzić i znów podejść, co też K. posłusznie uczyniła, sprawdziła i chciała podejść do tej pani po raz drugi...
- ale ja tuuu od 6 stooje, na koniec kolejki trzeba iść - zaskrzeczała jakaś starowinka
Jako że K. humor miała dobry, to zamiast się z babcią kłócić, stanęła w kolejce jeszcze raz.
- A czemu pani drugi raz w kolejce stoi??? - zapytał z oburzeniem groźnie wyglądający pan o gabarytach 3x3, stojący gdzieś w środku kolejki
- Proooosze, prooosze ja panią puuuuszcze, prooosze przede mnie... - zaskrzeczała ta sama babulinka ;)

K. musi jednak przyznać, że mimo tego że Preria administracyjnie stoi troche w tyle za wielkimi miastami, to jednak nigdzie nie spotkała się z podejściem "nie wiem i mnie nie obchodzi". Panie urzędujące w obydwóch urzędach po przedstawieniu sprawy przez K. uruchamiały sieć kontaktów typu "Ty Hania miałaś takie coś już? Jak to zrobić?" i sprawę ogarnęły.