poniedziałek, 16 grudnia 2013

Piątek, trzynastego

Piątek, trzynastego. K. czeka na egzamin teoretyczny we wrocławskim WORD i tak sobie gada z pozostałymi kandydatami i snuje plany...

- teraz jak zdam tą teorie to chce sie zapisac na praktyczny na poniedziałek ewentualnie wtorek bo w środe wyjeżdzam i chce mieć to prawko z głowy - rzekła K.
- a zdawałaś już? - zapytał zaintrygowany Ktoś
- nie, przeciez bym tu teraz nie stała - odpowiedziała zdziwona K.
- czyli nigdy wczesniej nie zdawałaś żadnego egzaminu na prawo jazdy, przyszłaś dziś tu po raz pierwszy, chcesz zdac teraz teorie i w poniedziałek/wtorek praktyczny ?
- no dokładnie tak - potwierdziła K.
- aha, no to powodzenia :) - odrzekł Ktoś z ironicznym uśmiechem...


Nadszedł poniedziałek...

K. czeka w poczekalni z innymi zdającymi na egzamin praktyczny. Próbuje zagadywac z nudów ale kogo by nie zagadała to zdawał po raz któryś, bez nadzieji w oczach...

K. widzi że ten sam egzaminator w któtkim czasie wraca po raz czwarty po następnego kandydata

- spoko, my ich z tego placu wywieziemy ;) - żartuje K. do innych czekających
- taaa, jassne... - odpowiadają pełni entuzjazmu kandydaci

K. postanowiła więcej nie zagadywać, co by się nie zarazić...

I zdała, za pierwszym razem ;) tak jak chciała i kiedy chciała :)

Oczywiście ta pełnia optymizmu nie przeszkodziła K. na 10 minut przed przyjazdem do WORD się rozpłakać w swojej elce (bo jej nie wyszło zawracanie ku wielkiemu niezadowoleniu Instruktora), czym niemal przyprawiła go o zawał ;)
Egzaminatorka także przeżyła szok gdy K. oznajmiła jej, że nie będą jechały Clio i wręczyła jej kluczyki do Corsy (bo na karcie egzaminu nie wydrukowała się informacja "auto własne" )
Odgryzła się za to, między "łukiem" a "górką" hamując ostro (co na egzaminie oznacza koniec definitywny z dopiskiem "negatywny" )

- ja tylko sprawdzałam hamulce ;) - oznajmiła z uśmiechem przerażonej K. Pani Egzaminatorka ;)



I nie, K. nie poleca wierzyć w miejskie legendy o egzaminatorach, swój egzamin będzie wspominać całkiem miło :) K. od Pani Egzaminatorki usłyszała nawet "prawa wolna" przy wyjeżdżaniu z parkingu. Ewidentnie była człowiekiem ;)



środa, 6 listopada 2013

U. vs. załatwianie spraw

U. bije się z Orange już 3 miesiąc o zainstalowanie telefonu i internetu w biurze. Metod próbował wszelakich, chodził do punktów obsługi dobre kilka tygodni, załatwiał, pytał... po czym okazało się że Salony Orange nie mogą obsługiwać firm! Dzwonił więc na infolinię, odsyłano go od infolinii do infolinii, za każdym razem mówiąc coś innego niż wcześniej.
U. w końcu zadzwonił do Centrali...

- Wie pan co, tu jest Centrala, ja Pana przełączę na infolinię - skwitował Pan, powodując opad rąk i nóg u U.
- A czy w tej firmie pracuje może ktoś, kto potrafi coś więcej niż tresowana małpa? - zapytał wkurzony U.
- Nie proszę Pana, takich osób u nas nie ma - odpowiedział szczerze Pan



Konkluzja jest taka, że trzeba zmienić tresera.




piątek, 1 listopada 2013

czyste rączki po raz kolejny...

K. wczoraj poszła do Lidla po pieczywo. Ubawiła sie po raz kolejny widokiem pustych boksów na wózki bo w polskiej mentalności nadal jeden dzień wolny = trzeba zrobić zapasy na wypadek gdyby ten 1 listopada był tylko przykrywką i sklepy zostały tak naprawde zamknięte już na zawsze ;)
Podeszła do stoiska z pieczywem, upatrzyła sobie bagietki więc uzbroiła się w torebkę na pieczywo, foliową rękawiczkę i przystąpiła do pakowania bagietek. Aż tu nagle widzi obok siebie jakąś gołą łapę sięgającą obok niej po te same bagietki...

- Halt! a rękawiczka gdzie??? - zagrzmiała K. w strone włascicielki ręki
- oj ja tylko swoje biore... - usprawiedliwia się pani
- swoje to są dopiero w pani koszyku i po te wspólne nie sięga się gołą łapą! - oswieca K.
- przecież ja myje ręce!
- no i co? tymi umytymi rękami dotyka sie dokładnie tych samych klamek co menele i inna brać pokłócona z mydłem i wodą a już skoro mówimy o wodzie... to były badania święconej wody w Kościele... i w 86% próbek znaleziono bakterie kałowe... chodzi pani do Kościoła? bo ja już wiem czemu diabeł tak się boi święconej wody :)


Pani już nie odpowiedziała ale jej mina mówiła wszystko...

Ludzie, ogarnijta się... założenie foliówki na rekę naprawde nie boli i nie kosztuje i naprawde nie mieć mi oporów w zwróceniu komuś uwagi. Może skoro względy higieniczne nie docierają to poskutkuje groźba narobienia wstydu??

sobota, 26 października 2013

Serii c.d. ;)

eNNka wpadła na trop w komentarzu pod poprzednim wpisem i nam wyszło, że te wszystkie kuzynki i siostry cioteczne mogą się zaliczać do tej samej serii ;) No właśnie!

Tak więc gdy tylko U. wrócił do domu...

- Kochaaaanie a czy moje kuzynki to też ta sama seria co ja i moja siostra??
- Nie wiem, jeszcze ich nie poznałem.

Ekhm...

wtorek, 22 października 2013

Germańska konsekwencja i porządek

Wieczór. U. się piekli, bo nadal czeka na listwe do prądu, która idzie już drugi tydzień. Jak na Niemca przystało - brak listwy = brak porządku w kablach = wnerw.

- U. a nie możesz kupić jakiejś innej? Musi być TA akurat?
- no musi być! musi pasowac do reszty, wiesz przecież, że u mnie wszystko musi do siebie pasować i najlepiej jak jest z jednej serii...
- no tak, wiem... tego sie nie da leczyć...
- powinnas sie cieszyć bo to oznacza, że nigdy nie bede miał kochanki!
- ????
- no skoro u mnie wszystko musi być z jednej serii, to kochanką musiałaby być Twoja siostra a ona nie jest w moim guście!
- aha... ok..


Germańska, żelazna logika ;)

wtorek, 8 października 2013

Rura bardaszana

K. się pochorowała.... U. odwiózł ją do przychodni, ale miał ograniczony czas więc wrócić musiała już sama autobusem. Tak się składało, że miała jeszcze wazny bilet 24h więc jak znalazł.
Wraca więc sobie autobusem, wyposażona w recepty, marzy jedynie o ciepłym łóżku i świętym spokoju...


- Bilet do kontroli! - zagrzmiał nad nią jakiś wielkolud
K. wyciąga swój bilecik skasowany dzien wcześniej i podaje Kanarowi

- Prosze pani ten bilet jest już nie wazny, proszę dokument tożsamości - oznajmił Kanar
- Jak nie ważny, skoro jest na 24 h?? - zdziwiła się K.
- No proszę spojrzeć skasowany 3.10 o 12:00 a mamy 4.10, on jest na wczoraj - obstaje przy swoim Kanar
- no mamy 4.10 godz 10:00 ... - K. próbuje nadal tłumaczyć wielkoludowi jego bład
- no tak a bilet jest wczorajszy - odparł nieugięty Kanar
- ale 24 godziny się jeszcze nie skonczyły ty ruro bardaszana!!!!! - zityrowała się K.

Kanar zaniemówił i sobie poszedł....
K. też zaniemówiła bo sie zaczeła zastanawiać skąd jej się wzieła ta rura bardaszana i co to właściwie jest. Została nawet zapytana przez jednego z rozbawionych pasażerów czym jest ów rura ale nie wiedziała.
Czymkolwiek jednak ta rura by nie była... jest skuteczna!

sobota, 31 sierpnia 2013

polska droga, trudna droga...

K. i U. jadą autem. Jakie zwyczaje są na polskich drogach wiadomo... ale U. jakoś nie może przejść nad tym do porządku dziennego...

- O patrz! patrz! widzisz?? on kradni mi pierwszenstwo!
- wymusza... i sie przyzwyczaj jakem i ja się już przyzwyczaiła...

czwartek, 22 sierpnia 2013

Wieczorne dialogi

K. i U. zbierają się do spania. U. patrzy na spodnie rozłożone na komodzie.
- To jutro ubierasz, tak?
- Jak to ubieram???? Po co?
- No tak położyłaś to myślałem że ubierasz...
- Ale że czemu mam nosić Twoje spodnie???
- A to moje???
- Naprawde myślałeś że to są moje spodnie??? :D
- no myślałem...
- Tak U. masz racje, z dnia na dzień przytyłam 2 razy i urosłam o 20 cm.. :D
- Czyli uważasz, że jestem gruby.... oj Ty!
- U. litości, byłoby lekko kiepawo gdybym ja nosiła Twój rozmiar a Ty mój... choć już spać...

wtorek, 20 sierpnia 2013

Jak by nie było to U. też jest facetem...

U.w biurze, K. dzwoni z domu:

- U. co Ty chcesz na obiad?
- A co proponujesz?
- hmm zbyt wielkich możliwości nie ma, więc albo zrobie Ci Twoją ulubioną zupę, albo zrobisz zakupy i kupisz na obiad coś na co masz ochotę...
- no to zrób zakupy!


Faceci! Pod każdą szerokością geograficzną tacy sami...

sobota, 3 sierpnia 2013

Upalna masakra

Sobota. Na dworze 35 stopni. K. od rana plącze się i marudzi, że jej źle, że już chce do domu, odpocząć, iść z powrotem spać, cokolwiek... Pojechała z U. rano do biura, potem do jednego sklepu, potem kolejnego bo kompletują właśnie sprzęty biurowe.
W sklepie numer dwa, uznała, że już dłużej nie zdzierży i chciała wyjść. Nie zdążyła. Zrobiło jej się ciemno przed oczami i następne co pamięta to kilka osób próbujących dać jej pić, obkładających ją mokrymi chusteczkami i nie pozwalających wstać z podłogi. Ona jednak uparcie "gdzie jest U." i "gdzie jest U." bo straciła poczucie czasu i myślała, że U. nic nie zauważył i wyszedł ze sklepu. Ludzie pomagający jej uznali, że bredzi od rzeczy, coś jej się poprzestawiało (bo nikt nie wpadł na to, że U. to może być imię)  i tym bardziej koniecznie trzeba wezwać pogotowie. Jak się okazało, U. się tam całkiem szybko pojawił, tylko K. się nie od razu zorientowała. Przyjechało pogotowie, uradzili, że zabierają K. na badania, więc spędziła kawał dnia na Izbie Przyjęć. Wyszło na to, że za mało pije i stąd te atrakcje. Próby przekonania ratowników, że 3 litry wody dziennie jej się na pewno nie zmieszczą nie przyniosły rezultatu. Jeden z pomagających w sklepie ludzi, okazał się być lekarzem, a w dodatku ortopedą, który zrobił na U. takie wrażenie, że ten wziął od niego wizytówkę bo ortopedy w Polsce właśnie szukał. Tym samym znalazł. I śmieje się z K. że jak będzie potrzebował innego specjalisty to wie już co robić ;)



niedziela, 28 lipca 2013

pierwsze koty za płoty ;)

K. od jakiegoś czasu zgłębia tajniki prowadzenia samochodu. Progress w sumie jakiś jest choć K. wyczynia czasem rzeczy, jakie się najlepszym piratom drogowym nie śniły, przyprawiając Instruktora o zawał, nerwice albo siwe włosy. Przed pierwszą jazdą słyszała w sumie, że juz na pierwszej jeździe wyjeżdża się na miasto ale nie bardzo dawała temu wiare. Bo jak tu wyjechać na ulice z samochodami skoro nie ma jak ostrzec innych, że znajdują się w złym miejscu i złym czasie? Tak więc Instruktor pierwsze co zabrał K. na plac. Luz, pokręciła się w jedną i w drugą strone posłusznie wykonując polecenia. W pewnym momencie zauważyła, że zbliża się niebezpiecznie do bramy wyjazdowej...
- prawda, że nie wyjeżdżamy na ulice?? - upewniała się K.
- prawy kierunkowskaz, podjedź do krawedzi, zatrzymaj sie i włączamy się do ruchu... ale oddychać tez musiiiisz!!!

Wyjechała... pierwszym napotkanym autem któremu przy okazji nieco zajechała drogę był... radiowóz :)

Pojeździła, ogarnęła i po kilkunastu godzinach zasłużyła na jazde pozamiejską...

- ale na drogę ekspresowa wjeżdżamy, gaz, gaz, musisz sie rozpędzić!!!!
- przecież sie rozpędziłam!
- za wolno jedziesz, dodaj gazu albo ja wysiadam!
- niebezpiecznie tak w biegu wysiadać!
- wszystko jest bezpieczniejsze od wjeżdżania na ekspresówkę z taką prędkością!
- no dobrze...

I dziś sie dowiedziała że skręt w lewo to trudny manewr... hmm... o tym akurat pojęcia nie miała :)



środa, 26 czerwca 2013

Dobry kierowca

K. się przeprosiła z kursem na prawo jazdy i dziś miała pierwsze zajęcia. Na rozgrzewkę prowadzący zajęcia napisał na tablicy: "Dobry kierowca jest:" i K. wraz z towarzyszami niedoli miała podać cechy dobrego kierowcy. Chętnych nie było, więc prowadzący zagaduje...
- No dalej, dobry kierowca jest?
- Niemcem... - wypaliła K.

Gdyby spojrzenia mogły zabijać...

środa, 29 maja 2013

Prawdziwa damska broń

U. się dziś rano zdenerwował na K. Twierdzi, że musiał ale K. jest odmiennego zdania ;)
K. więc tu się uśmiechnie, tu puści oczko...
U. się więc zdenerwował ostatecznie i przemówił:
- Wy kobiety macie taką szczególną broń, przy której żaden mężczyzna się nie może bronić!
- Yyy... to znaczy?
- No taki szczególny głos, szczególny wzrok, szczególny uśmiech, szczególne cycki...

poniedziałek, 27 maja 2013

Wizytacja

Średnio raz na rok spokój we wrocławskim mieszkaniu K. i U. burzy wizyta właścicielki. Pani W. mieszka na stałe w Niemczech, więc na co dzień za bardzo nie przeszkadza ale jak już przyjedzie to sprawia, że K. jej wizytę zapamiętuje na długo. Za pierwszym razem, niedługo po wprowadzce Pani W. przyjechała z wizytą wcześnie rano i wreczyła im chleb i sól. K. nieprzytomna, bo 2 h wcześniej wrócili z Niemiec, patrzyła na bochen chleba krojonego w foliowym worku i opakowanie soli z oczojebnym napisem 20% GRATIS!!! i nie bardzo wiedziała o co kaman. U. na szczęscie był bardziej przytomny i sytuację uratował.

Przy kolejnej wizycie K. na swoje nieszczęście była sama. Wparowała jej do domu Pani W. w towarzystwie męża i 2 dorosłych synów, którzy nie pytając K. o zdanie zajrzeli dosłownie w każdy kąt mieszkania, wleźli do sypialni, porobili zdjęcia (K. nadmienia, że wynajęli puste mieszkanie, które w całości, poza kuchnia i łazienką, sami wyposażali w meble i wszystko pozostałe). Na domiar złego Pani W. postanowiła obejrzeć ogród i w tym celu ubrała buty K. bez pytania! U. był zmuszony obiecać, że już nigdy nie zostawi K. samej podczas wizyty Pani W.

Dziś wypadła kolejna jej wizyta, przyjechała wraz z mężem i było całkiem miło.  U. słowa dotrzymał i poprzestawiał swoje plany żeby K. nie została znów sama. K. profilaktycznie pochowała wszystkie buty, które łatwo ubrać. Pani W. znów zapragneła zwiedzić ogród i gdy wszyscy wyszli z domu U. zapytał po kryjomu K. czy Pani W. ma na nogach znów jej buty. K spojrzała, potwierdziła ale tym razem raczej musiała ukrywać swoje rozbawienie. Dlaczego? Otóż owe buty były już do wyrzucenia, przeleżały całą zimę w ogrodzie i nie zostały wyrzucone przy tylko dlatego, że K. o nich zapomniała a w środku były pajęczyny i może nawet jakiś dziki lokator ;)

czwartek, 23 maja 2013

Dialogi z Młodszą

Dialogi z Młodszą:

- Młodsza, Ty wyglądasz dziś jak księżniczka
- Nie jestem księżniczką!
- A kim?
- Bobrem!
- ...


Innym razem Młodsza pokłóciła się z zaproszoną na Komunię dziewczynką. Dziewczynka pozazdrościła Młodszej kolorowych, pachnących długopisów i chciała jej zabrać. Młodsza jednak refleks ma i nie pozwoliła. Dziewczynka w odwecie rzuciła skakanką w Starszą nabijając jej przy tym guza. Wyszła afera, dziewczynka tupiąc nogami krzyczała że się nie przyzna.
Po całym zajściu Młodsza przyszła do K. i tak jej opowiada...
- No ja nie rozumiem jak można się tak zachowywać, no nie rozumiem... przecież ona ma już 5 lat! Jak moja koleżanka miała 5 lat to była grzeczna!

No tak, Młodsza ma już 6 lat, więc może mówić z takiej perspektywy ;)

poniedziałek, 20 maja 2013

Dzień dobry Panie Ksiądz ;)

K. podziwia U. za zdolność wychodzenia z największej nawet gafy. Niejeden raz coś palnął czy w urzędzie czy to w innej oficjlnej sytuacji tak, że K. się niemal zapadła pod ziemię a U. się uśmiechnął, zagadnął, zażartował i wyszedł na prostą. Tak jak ostatnio. Komunia Starszej. Jednym z zaproszonych gości był zaprzyjaźniony z rodziną Ksiądz. U. z polskim klerem za wiele doczynienia nie miał a jak to zwykle on koniecznie chciał porozmawiać :)
- Dzień dobry! - przywitał na wejście Księdza U.
- U. nie Dzień dobry tylko Szczęść Boże - poprawiła go K. 
- Oje, przepraszam nie wiedziałem, Pan się nie obraża... - tłumaczy się U.
- U.! do Księdza nie mówimy Pan, tylko Ksiądz - poprawia go znów K. 
- Oje, ok, bede pamietał - powiedział U. 

K. go odciągneła na strone i wyjaśniła jak się mówi i kiedy do Księdza. U. pojął w lot i by się mogło wydawać więcej wpadek nie będzie. I przez całą rozmowę nie było. Do czasu, kiedy Ksiądz musiał już wyjść. U. cos chciał dokończyć i mówi:

- A Pan Ksiądz wie...

A co Ksiądz na to? nic! stoicki spokój i zero obrazy, nawet opowiedział, że nie w każdym kraju do Księdza mówi się per Ksiądz. No ja nie wiem jak ten facet to robi... :)

środa, 8 maja 2013

Po ślubie...

Dziękujemy pięknie za życzenia :)
U. co prawda usłyszał że po ślubie kończy się wolność i wszelkie przyjemności, ale już się przekonał że to bujdy. Ponad tydzień po ślubie stwierdzam że za wiele to się nie zmieniło, poza noszeniem obrączki (U. swoją już zdążył znienawidzić i pyta każdego napotkanego żonatego faceta czy rzeczywiście nosi obrączkę ;) i tym, że już nie muszę się tłumaczyć czyją narzeczoną jestem, jeśli załatwiam jakies sprawy za U. ;)
U. ku mojemu pozytywnemu zaskoczeniu uznał, że musimy więcej czasu spędzać z ludźmi i częściej wychodzić, mamy też kupować więcej zdrowych rzeczy zamiast chipsów (których to organizm U. się domagał, bo przecież U. sam z siebie nigdy by po takie śmieci nie sięgnął ;). Uznał nawet, że musimy się wybrać do Poznania, gdzie ma kolegów ze studiów których by chciał odwiedzić (ten U. który liczy każdy kilometr bo jeżdżenia ma stanowczo za dużo)
Wczoraj wreszcie dojechaliśmy do Wrocławia, zajeżdżając przedtem na Prerię. Bo trzeba teraz umiejscowić akt małżeństwa, zrobić jego transkrypcję (cokolwiek to znaczy) a do tego to potrzeba więcej niż międzynarodowy akt małżeństwa tłumaczony na n-tą liczbę języków ;)
Poza tym postanowiłam zmienić pisownie imienia bo juz mi się nie chce wszystkich poprawiać i wprowadzać korekty, tudzież tłumaczyć, że to polskie imie a nie tureckie (wrrrr!!!!!). Czy się uda, zobaczymy niebawem.

A jutro w końcu rzucę się na ogród, który mimo późniejszej wiosny jednak zdążył nieco zarosnąć :) Nie wiem jeszcze co prawda jakim sposobem wytargam Trusię* z piwnicy bo waży więcej niż połowa mnie ale jak się baba zaprze to sposób znajdzie ;)

I tak paczę na tego U. i stwierdzam, że fajny z niego Mąż... :)





* Trusia - potocznie zwana kosiarką, K. wiedziała że koszenie trawnika przypadnie w udziale jej, więc tłumaczyła U. że potrzebuje czegoś "damskiego" ale nie koniecznie musi być różowe w kwiatki ;) Bardziej chodziło o coś lekkiego i prostego w obsłudze. U. jednak uznał, że ma być też piękna, no więc K. pocina po ogródku z wielką szaro-czerwoną dizajnerską spalinową kolumbryną ważącą nie wiadomo ile ale K. w pojedynkę nie uniesie. Nie ma to jak lans na trawniku :P




niedziela, 5 maja 2013

No i się wzięli...

Od niecałego tygodnia K. i U. są małżeństwem :)

Miała być fatalna pogoda z deszczem i 8 stopniami na plusie a było całkiem ciepło i bez deszczu. Wg domniemywań K. slub miał potrwać max 10 min (bo ile można podpisywać papiery i zakładać obrączki?), tymczasem Burmistrz przygotował bardzo ładne przemówienie, które było tłumaczone na język polski przez jednego z gości (nie za bardzo zadowolonego ze swojej roli ale wypadł naprawdę profesjonalnie). Bratanice U. również miały swoje ważne role: Starsza zaoferowała się, że zaśpiewa Psalm, Młodsza podawała  obrączki :) (Starsza poza tym pilnowała aby ciocia K. wyszła za właściwego wujka bo świadek śmiał zażartować, że to on a nie wujek U. weźmie ślub z K. ;) Po całej uroczystości były życzenia, toast (również przygotowany przez Urząd) chwila rozmowy, z której K. i. U. się zgrabnie wymknęli, żeby pognać do restauracji i dopilnować ostatnich rzeczy, zanim przyjadą goście. W restauracji kolejne zdziwienie bo Nowożeńcy spodziewali się zwyczajnie nakrytego stołu tyle że dużego na 21 osób. Zastali pięknie udekorowany stół, porozkładane menu wydrukowane specjalnie na tę uroczystość oraz bardzo profesjonalną i sympatyczną załogę restauracji.
Całe przyjęcie również było udane, wszyscy goście stawili się w komplecie (K. przewidywała, że ktoś w ostatniej chwili odmówi bo np choroba dzieci czy coś). Było naprawde miło, sympatycznie i właściwie to fajniej niż K. sobie wyobrażała :)
U. powtarza, że ma już swoją żoneczke ;) K. dostała w pakiecie aż 2 teściowe (spróbuje to przeżyć, zwłaszcza, że ta pierwsza aż tak szczęśliwa nie jest ;) Przyszłe dzieci zostaną wyposażone aż w 5 dziadków i 3 pradziadków.
K. pozostaje teraz do ogarnięcia bajzel z dokumentami i meldunkami (obecnie K. jest zameldowana na stale jednoczesnie i w Polsce i w Niemczech - tak być jednocześnie musi i nie może. Luz.)

Taką książkę otrzymują nowożeńcy na ślubie w Niemczech. Do niej wpinane są wszelkie akty  małżeństwa, urodzin  i innych wydarzeń jakie dotyczą nowej rodziny. 



niedziela, 21 kwietnia 2013

Kontuzjowana K. i troskliwy U.

Za tydzień we wtorek ślub cywilny K. i U. Wczoraj K. kupiła prześliczne wysokie szpilki, nadpodziw wygodne. Dziś rano stwierdziła, że ma przetrąconą kostkę. Jak? cholera wi... czerwona i boląca, choć nie spuchnięta. U. zarządził, że K. ma leżeć w łóżku i nie łazić po mieszkaniu a jutro ortopeda. Przyniósł obiadek, a potem K. poprosiła o herbatę. Mina U. nieco zrzedła ale czego się nie robi dla kontuzjowanej narzeczonej tydzień przed ślubem...

- Oje bo Ty jakieś dodatki tam dajesz...
- cytryne i cukier
- a ile ta herbata ma być w kubku
- 5 minut, nawet mniej wystarczy
(U. idzie do kuchni i wraca)
- ale gdzie jest cytryna?
- na spodeczku w lodówce, wystarczy jak wciśniesz do herbaty
- (głos z kuchni) Znalazłem! a cukier ten brązowy??
- wole biały, jest obok brązowego!
- ale nie ma tu (słychać otwieranie szafek)
- no na blacie jest pojemnik z brązowym cukrem i obok mniejszy z białym
- Nie ma! chyba się skonczył!
(K. pomyslała że może w cukiernicy rzeczywiście nie ma już a torebka z cukrem upchana daleko)
- no to weź ten brązowy
- OK! ( z wyraźną ulgą)

Po chwili oto jest! dumny U. z kubkiem herbaty..
K. chce wziąć łyka herbaty ale powstrzymuje ją wyraźny zapach kakao i kolor tez podejrzanie ciemny i mętny jak na herbate z cytryną
- U. co Ty tu dodałeś?
- no ten brązowy!
- ale skąd go wziąłeś?
- no z puszki w szafce...
- U. tam jest czekolada w proszku...
- Oje (smiech) ale próbuj, może smakuje (U. zatacza się ze śmiechu)
- nie widziałeś, że to nie wyglada jak cukier?
- myślałem że to taki szczególny, przecież masz dużo szczególnych rzeczy w kuchni

Gwoli wyjaśnienia: U. nie ma dwóch lewych rąk w kuchni, potrafi ugotować obiad i zrobić pyszny koktajl, tak więc przypał z czekoladą w proszku w herbacie zadziwił ją nieziemsko.




środa, 17 kwietnia 2013

Zakupy

Zakupy pod kątem ślubu cywilnego:

Mama U. - pojechała na zakupy razem z K. i U. a następnie odłączyła się od K. i U. by znaleźć coś dla siebie. Gdy się spotkali oznajmiła, że coś wybrała, jest super ale chce żeby K. i U. rzucili okiem zanim kupi. Poszli więc... najpierw szukali sklepu, potem szukali upatrzonych przez mamę U. ubrań, następnie mamy U. bo przepadła gdzieś w jakiejś przymierzalni i nie wiadomo której... Przymierzyła potencjalny strój na uroczystość... K. i U. postanowili wziąć sprawy w swoje ręce, zabrali do innego sklepu, przynieśli inny potencjalny strój a następnie z pomocą ekspedientki rozpoczęli przekonywanie mamy U. iż ta sukienka i ten żakiet leży świetnie i wręcz czekał tu na nią.

K. - pojechała z U. na zakupy raz. Przymierzyła wszystkie możliwe sukienki. Gdy już miała rezygnować, znalazła! brakowało co prawda jeszcze jakiejś marynarki i butów - ale to już drobiazg - przecież jeszcze nie mają wszystkiego i jeszcze się wybiorą. Pojechała z U. drugi raz K. kupiła drugą sukienkę, nadal nie ma marynarki ani butów.

U. - kupił garnitur w 15 minut.

sobota, 6 kwietnia 2013

Słuch wybiórczy

Sobota. K. wie, że U. będzie chciał oglądać swoje filmy ale i ona by ugotowała coś. Jak wiadomo jednocześnie się nie da bo U. robi sobie egipskie kinowe ciemności a kuchnia połączona z salonem.
K. wydumała więc plan wolnego dnia:
- U. proponuje, że teraz pójdę coś ugotować a jak skończę to stamtąd idę i możesz do woli oglądać sobie filmy i nie będę Ci przeszkadzać, co Ty na to?
- Czekaj co? bo Cie nie słuchałem i budziłem się dopiero jak powiedziałaś, że mogę do woli oglądać filmy i mi nie będziesz przeszkadzać.
- ...
- No co, przynajmniej szczerze powiedziałem! No i jestem przecież ciekawy co mówiłaś!



czwartek, 4 kwietnia 2013

Rozmowy międzypokoleniowe

Rodzicielka K. zeszła ostatnio do Babci K. z informacją:
- 28.04 wyjeżdżamy
- a gdzie to was licho niesie???
- no do tych Niemiec...
- a po co Wy tam?
- no przecież ślub Twojej starszej wnuczki....
- Jaki ślub??? to oni się pobierają???
- No przeciez tyle razy tu byli i coś mówili o tym, tyle razy sie pytałam czy chcecie z Dziadkiem jechać...
- a kiedy niby mówili, kiedy pytałaś? ja nic nie wiem!

K. sie zastanawia czy Babcia kojarzy, kto to jest U. ;)

P.S. Nie, Babcia K. nie ma Alzheimera :)

czwartek, 28 marca 2013

U. vs. język polski

K. się wygłupia, U. tak patrzy i podsumował:
- Moja ty najszalonszejsza...
- Nie U., najbardziej szalona, jeśli już
- Najszalonszejsza!
- U. nie ma takiego słowa..
- Teraz ma!
- Nie, teraz jest.

czwartek, 21 marca 2013

Dumny U.

Poranek. K. i U. jeszcze w łóżku. U. opowiada K. co mu się śniło:

Wiesz, śniła mi się taka piękna dziewczyna, dosłownie idealna i ona była we mnie zakochana. Przychodziła do mnie często, chciała związek... No i jak był już dzien naszego ślubu to ona przyszła do mnie, pięknie i seksownie ubrana, z fajnym makijażem i fryzura... i prosiła żebym się z tobą nie żenił bo ona mnie kocha i chce ze mną być. A ja jej powiedziałem, że mam swoją K. i nie chce z żadna inna brać ślub. I nawet jej buzi nie dałem! Do tej pory jestem z siebie dumny!

Ah ten U. ;)

poniedziałek, 18 marca 2013

Kto się lubi...

K. i U. jadą gdzieś. Po drodze U. się wygłupia...
- Najpierw Cie polubię a potem poślubię bo wiesz, kto się lubi ten się czubi!
- U. a skąd Ty znasz to powiedzenie?
- Od Ciebie przecież!
- A wiesz co to znaczy "czubić się"?
- No wiem, to co Ty mi ciągle robisz!
- ...

Nie zawsze wesoło...

K. na blogu zwykle pisze o tych pozytywnych, tudzież zabawnych aspektach związanych z U. Ale czy K. rzeczywiście ma z U. tylko sielankę? Oczywiście, że nie! Bywa, że się pokłócą, albo jedno na drugie się zdenerwuje. U. pośród wielu zalet ma też wady (tak samo zresztą jak K.). Bywa też tak, że K. zostanie wytrącona z równowagi za sprawą U. na 3 dni...
Bo taki U. się na przykład kiepsko czuje i lekarz każe mu jechać na dyżur do szpitala by sprawdzić o co chodzi. Wieczorem  K. dzwoniąc do U. dowiaduje się, że ten wprawdzie pojechał tylko na badania ale "na wszelki wypadek" go zatrzymają w szpitalu. Rano podejrzenia padają na zapalenie opon mózgowych...

K. oczywiście we Wrocławiu (800 km od U.) i oczywiście histeria bo w przypadku U. taka choroba mogłaby się nie skończyć najlepiej. Oczywiście tego dnia ma rozmowę kwalifikacyjną, oczywiście rozważa, czy wogóle na nią iść i dzwoni do U. średnio co pół godziny (dzwoniłaby częściej ale chory musi przecież odpoczywać!) a gdy ten nie odbiera (bo np jest u niego lekarz) to  K. oczywiście ma przed oczami obraz majaczącego i półprzytomnego U. otoczonego bandą białych fartuchów.

K. ostatecznie decyduje, że na rozmowę pójdzie bo na godzinę przed, to nie wypada odwoływać ale nieszczególnie się do niej przyłoży. Poszła więc, na miejscu się okazało, że z rozmowy nici - ich bardziej interesują umiejętności K. więc wręczyli jej 8-kartkowy test kompetencji i oznajmili, że za 2h wrócą i sprawdzą jak jej poszło. Tak więc wyklinając wszystkich pod nosem (bądź co bądź głowy do tego nie miała akurat i nikt jej nie uprzedził o tym, że nie będzie to normalna rozmowa) przez bite 2h K. obliczała zyski z lokat, tworzyła przypadki testowe, konstruowała zapytania SQL... i by zapewne sobie poszła przed czasem ale rzecz się działa w centrali banku i wszystkie drzwi się otwierały za pomocą karty magnetycznej której to K. nie posiadała (takie nowoczesne wariatkowo - klamki były ale do otwarcia drzwi to za mało!). Ah! K. nie wspomniała, że ów rekrutacja dotyczyła projektu trwającego... MIESIĄC czasu...

2 dni później K. jest już w bawarskiej wiosce,  U. wychodzi ze szpitala - okazuje się, że to  była  "tylko" reakcja na leki, więc skończyło się na strachu i nakazie odpoczynku przez kilka dni.

Wieczorem K. coś tam knuje w kuchni, U. siedzi przed TV i programuje nagrywanie filmów. K. się odwraca, patrzy na U. klikającego pilotem (to klikanie zawsze doprowadzało ją do szału) i ku swojemu zdumieniu cieszy się, że ów klikanie znowu słyszy. A ten cały Wrocław, te wszystkie szpitale to jakby się przyśniły...




wtorek, 12 marca 2013

Testy organoleptyczne

Co zrobi K. jesli nagle sie okaze ze w domu ze slodyczy zostaly tylko batoniki z orzechami laskowymi?
Sprawdzi czy aby na pewno na laskowe tez ma alergie. Organoleptycznie. Bo ze arachidowe to zlo juz wie od dawna.

U. K. chciala Ci przez to powiedzec ze Twoje ulubione Milch-Haselnuss-Schnitte nie sa juz bezpieczne...



Aktualizacja:

Milch-Haselnuss-Schnitte bezpieczne jednak są...

Dnia następnego K. pożarła 3 batonika uważając naiwnie że ta alergia to rzeczywiście były jakieś bujdy. Szybko się okazało że do 3 razy sztuka. K. dostała wysypki i zanim zaczęła się dusić na dobre, zdążyła łyknąć końską dawkę wapna i orzechową przygodę zakończyła gorączką...

Nie wie jak to mozliwe że pierwsze 2 batoniki przeszły niezauważone a 3 został okupiony takimi atrakcjami ale cóż... więcej testów nie planuje. U. troche jakby zły na pomysły K. ale po tym co jej w ostatnich dniach zafundował nie śmie urządzać karczemnej awantury. Słusznie! O tym jednak w następnym wpisie.

piątek, 8 marca 2013

Chciał dobrze...

Dzień Kobiet to dla U. święto niezrozumiałe, na przypomnienie, że takowe dziś nastąpiło U. powiedział bez przekonania "Wszystkiego Najlepszego" co K. tylko rozbawiło ;) U. tłumaczył  już kiedyś, że jeśli w Polsce takie święto jest to on nie ma nic przeciw ale nie obchodzi go bo jego zdaniem to jest bez sensu a kobiety w swoim otoczeniu (a zwłaszcza K. ;) traktuje codziennie dobrze i o nie dba bez względu na datę. To jest Dzień Kobiet widziany oczami Bawarczyka.
Jak do tego dnia podchodzą Polacy? Wiadomo: goździk został wyparty przez tulipana, rajstopy zostały zastąpione czekoladkami a w sklepach jedna promocja goni drugą. Są także panowie którzy intensywnie myślą jakby tu tego dnia swoim paniom szczególnie dogodzić - tak jak pan siedzący w autobusie obok K. Pan był lekko wczorajszy i miał wielką chęć udobruchania swojej wybranki życia. Zadzwonił więc do kolegi po poradę. K. chcąc nie chcąc, wysłuchała jednostronnego dialogu:

- Ty, Zeniu jak się te placki ziemniaczane robi? 
- no pytam bo wiesz, ta moja stara ciągle zrzędzi, że nawet kanapek dzieciakom nie zrobie, a dzisiaj dzień kobiet to bym jej obiad zrobił
- aha, mąka, jajko, sól i co dalej...
- a ok...   a czekaj ta mąka to do czego, bo się zgubiłem?
- a do ziemniaków wszystko... co??? zetrzeć ziemniaki na tarce??? nie można jakoś pokroić?
- to niech se sama robi! 

Grunt to dobre intencje :)

poniedziałek, 4 marca 2013

Preria

K. dziś miała dzień przygód na swej prerii - musiała załatwić wszystkie papiery umożliwiające wyjście za mąż za niejakiego Pana U. ;) Preria + załatwianie spraw = przygoda.
Preria (bo tak ją nazwała K.) jest całkiem ładnym zakątkiem. Kilkaset metrów od rodzinnego domu K. zaczynają się totalne odludzia po których można się plątać kilka godzin nie spotykając nikogo - no może jakiegoś zająca, lisa albo sarnę. Mieszkancy prerii raczeni są teatrzykiem ze strony Wójta oraz jego przeciwników - jednak poza coniedzielną mszą jest to jedyna rozrywka. Do prerii zalicza się także pobliskie miasto powiatowe. Gdy K. pewnego dnia umyśliła sobie, że pojedzie pociągiem z miasta powiatowego do Wrocławia to od pani sprzatającej i zarazem jedynej osoby na całym dworcu dowiedziała się że biletu nie kupi bo komputer się zepsuł - trzy tygodnie temu i nie wiadomo kiedy naprawią i w związku z tym pani kasjerka ma od trzech tygodni przymusowy urlop. Dowiedziała się także, że sama musi sobie odpowiedzieć na pytanie z którego peronu odjedzie pociąg do Wro bo Pan Megafonowy jest na urlopie, toteż pociągów nikt nie zapowiada :)

W USC dostała do wypełnienia wniosek na druku z 1970 r. i się uśmiechała pod nosem wypełniając go bo pani urzędująca była wiecej niż przerażona że ktoś przyszedł i śmiał poprosić o "międzynarodowe zaswiadczenie o zdolności do zawarcia związku małżeńskiego za granicą" kiedy to ona nigdy czegoś takiego nie widziała.
Potem przyszedł czas na opłaty skarbowe. K. odstała swoje w kolejce potem podeszła do okienka, wyartykułowała co chce, pani uznała że K. to jednak się coś pomyliło i ma sprawdzić i znów podejść, co też K. posłusznie uczyniła, sprawdziła i chciała podejść do tej pani po raz drugi...
- ale ja tuuu od 6 stooje, na koniec kolejki trzeba iść - zaskrzeczała jakaś starowinka
Jako że K. humor miała dobry, to zamiast się z babcią kłócić, stanęła w kolejce jeszcze raz.
- A czemu pani drugi raz w kolejce stoi??? - zapytał z oburzeniem groźnie wyglądający pan o gabarytach 3x3, stojący gdzieś w środku kolejki
- Proooosze, prooosze ja panią puuuuszcze, prooosze przede mnie... - zaskrzeczała ta sama babulinka ;)

K. musi jednak przyznać, że mimo tego że Preria administracyjnie stoi troche w tyle za wielkimi miastami, to jednak nigdzie nie spotkała się z podejściem "nie wiem i mnie nie obchodzi". Panie urzędujące w obydwóch urzędach po przedstawieniu sprawy przez K. uruchamiały sieć kontaktów typu "Ty Hania miałaś takie coś już? Jak to zrobić?" i sprawę ogarnęły.

sobota, 23 lutego 2013

Wielki Wtorek :)

Jutro 4 rocznica Wielkiego Wtorku o czym raczyła przypomniec K. Guzikowianka, bo K. by umkneło :)
Cóż za pamiętny dzień? Otóż tego dnia obydwie się poznały. W bardzo ciekawych okolicznościach. Właściwie to poznały się wtedy jeszcze z Panną N. :) Czemu to zdarzenie tak mocno im wpadło w pamięć? Ano bo wszystkie trzy miały ze sobą coś wspólnego. Mianowicie faceta - Pana J. :) 
Wcześniej niczego nie podejrzewały...

W wielkim skrócie to K. odebrała telefon od Panny N. po dłuższej rozmowie się zgadały, poszły na kawę a następnie wpadły na pomysł by odwiedzić Pana J. Co ma chłopak po mieście jeździć - będzie miał obydwie na raz! Okazało się że na ten sam pomysł wpadła Guzikowianka i tym samym się okazało, że jest ich 3  nie 2 :) Pan J. uznał jedynie że... nie ma im nic do powiedzenia! No to zaskoczył bo spodziewały się łzawego "to nie tak jak myślicie..." 
Historia wbrew pozorom jak najbardziej pozytywna bo w jednej chwili się pozbyły zgreda a K. z Guzikowianką kumplują się do dziś :) Panna N. jako studentka weterynarii się nie zintegrowała przez nadmiar licznych zajęć. 
Pana J. podziwiają jedynie za organizację czasu - mieć 3 dziewczyny, nigdy się nie pomylić, nie palnąć jakiejś bzdury i z wszystkimi się widywać na tyle często, że żadna się nie zorientowała to nie lada wyczyn. Chłopina wtopił bo Panna N. przejawiała niezdrowy nawyk zaglądania wybrankowi do maila i telefonu :) 
Do dziś nie wiedzą co też w nim widziały... 

W ciągu tych 4 lat K. i Guzikowianka zdążyły razem mieszkać (i to nie raz) razem pracować, a  nawet dostały wypowiedzenie z pracy w tym samym dniu choć pracowały wtedy w dwóch różnych firmach. Guzikowianka będzie także świadkiem na ślubie K. i U. i ma swój wkład w ten związek (tak U. ta Szelma się przyznała, że pomogła wysłać bukiet kwiatów pod właściwy adres!). Potem Guzikowianka poznała Połówka, K. w międzyczasie trafiała na różne ciekawe eksponaty o których książkę mogłaby napisać aż w końcu trafiła na U. - całkiem przez przypadek :) K. zamieszkała z U. a Guzikowianka zdążyła pojechać do Afganistanu i z niego wrócić. 

Tak więc K. dementuje wszelakie plotki, że dwie dziewczyny tego samego faceta muszą się koniecznie nienawidzić, wyrywać sobie włosy i tarzać w kisielu :P






wtorek, 19 lutego 2013

Mentalność

K. i U. załatwiają różne sprawy w małym bawarskim miasteczku. U. zaparkował pod bankiem i poszedł coś załatwić zostawiając K. w samochodzie. Po chwili przed maską pojawił się Starszy Pan i zaczął przyglądać się rejestracji. Wywiązał się taki dialog:
- A! z Drezna jesteście! - powiedział wesoło Starszy Pan
- Nie.. tam tylko jest siedziba firmy narzeczonego, on pochodzi stąd a ja z Wrocławia - wyjaśniła K.
- Hmm... Wrocław... Wrocław... aa  Słowakia! - wykrzyknął wesoło Starszy Pan
- Niee, Polska - poprawiła K.
- Aaa tak racja, a ja jestem z Włoch! Miłego Dnia!- powiedział z uśmiechem Starszy Pan i poszedł przed siebie.

Ta sama rejestracja w Polsce sprawia, że zniknie antenka tudzież gdzieś pojawi się rysa...

sobota, 16 lutego 2013

Klapiący urok K.

Sobota. K. i U. plany co do tego dnia mają dziś nieco jakby sprzeczne. U. chce oglądac film - co oznacza egipskie ciemności w kuchni i w salonie (bo U. lubi mieć całkiem ciemno do oglądania filmu) a K. by chciała coś robić własnie w kuchni...
Tak więc K. wydumała kompromis, że potem jak będzie już ciemno na dworze to ona obejrzy z nim dowolny film - nawet bez polskich napisów... przedstawia więc pomysł wspomagając się urokiem osobistym, robiąc umizgi... uśmiechy... mrugając zachęcająco oczami...
- przestań klapać oczami! - rozkazał U. śmiejąc się z K.

K. klapać przestała... bo trudno klapać oczami śmiejąc się do ropuku ;)




środa, 13 lutego 2013

Walentynki

Jutro szumnie zapowiadane wszędzie Walentynki. A K. się zastanawia komu właściwie ma służyć to święto?
- Zakochanym, tym którzy mają fajne, zdrowe i szczęśliwe związki? - hmm, tacy pamiętają o sobie codziennie i własciwie nie wiadomo co mogliby tego dnia zrobić dla siebie bardziej albo lepiej. O! powinni się udać na romantyczną kolację przy świecach! A jeśli to nie leży w ich naturze? Albo do romatycznej kolacji nie potrzebują koniecznie odpowiedniej daty?
- Tym, którzy na codzien o siebie nawzajem jakoś szczególnie nie zabiegają i żyją trochę obok siebie a uczucia sobie okazują tylko od święta? - powinni raczej przemyśleć po co ze sobą są...
- Tym, którzy na Walentynkach zarabiają, sprzedając rozmaite walentynkowe gadżety? - chyba najbardziej. Bo przecież on bezdusznym facetem jeśli akurat TEGO DNIA nie podaruje swej wybrance choć małego pudełka czekoladek a ona będzie egoistką jeśli nie odwdzięczy się choćby bokserkami w serduszka...

Tak więc K. i U. Walentynek nie obchodzą :)



sobota, 9 lutego 2013

k.zip

Wczesny ranek. K. i U. leżą jeszcze w łóżku. U. przyciąga do siebie K. odwraca ją... przekłada, przyciąga jej kolana do głowy... przekłada ręce... K. w końcu straciła cierpliwość...
- Kochanie co Ty właściwie robisz?
- Lubie jak zajmujesz tak mało miejsca jak to możliwe, o! widzisz teraz mieścisz sie nawet w wózku dla dzieci! Nie potrzebujemy duży dom!
- ...

poniedziałek, 4 lutego 2013

Wiadomości z frontu

K. spojrzała na datę ostatniego posta i uznała że tak być nie może. Nadrabia więc w te pędy zaległości i na swoje usprawiedliwienie ma informacje, że nad czymś akurat pracuje i pochwali się efektami jak będzie czym ;)
Minął niemal miesiąc od kiedy K. i U. przyjechali do bawarskiej wioski. K. się ciągle naraża U. bo używa zwrotów "u Ciebie w łazience" tudzież "Twój piekarnik" a U. z bardzo groźną miną poprawia ją i mówi "u NAS w łazience". Cóż poradzić dla K. domem jest mieszkanie we Wrocławiu (jak i sam Wrocław) a dla U. tenże właśnie w bawarskiej wiosce. U. robi co może by ten stan zmienić i by K. czuła się w bawarskiej wiosce jak w domu lecz niemożliwe to do wykonania z dnia na dzień. Najbliższa przyszłość zapowiada się częściej w Bawarii a rzadziej w Polsce, co K. się średnio uśmiecha ale cóż poradzić... K. miała wybór: zostać we Wrocławiu i widzieć U. raz na ruski rok, lub przestawić się na bardziej mobilny tryb życia po to by móc spędzać z U. codziennie czas. Wybrała to drugie. Nie żałuje acz troche brakuje jej Wrocławia.

Po około trzech tygodniach pobytu w bawarskiej wiosce K. udało się... wyrzucić śmieci po raz pierwszy.
Czemu tak prozaiczna czynność sprawiła tyle problemów?
Bo tu wynoszeniem śmieci zajmowała się od zawsze mama U. K. ten stan rzeczy do gustu nie przypadł bo niby z jakiej racji o 50 lat starsza kobieta ma latać ze śmieciami Młodych.
Tak więc K. niczego nie podejrzewając wzięła worek ze śmieciami i zeszła na dół celem wyrzucenia. Na etapie parteru napadła ją jednak mama U. i odebrała śmieci chowając je w swojej kuchni coś tam tłumacząc. Ok... może dziś jest jakiś dzien niewynoszenia śmieci czy cuś... K. wzruszyła ramionami i wróciła na górę.
Następnym razem śmieci znów zostały odebrane K. choć tym razem K. stawiała lekki opór. Bo śnieg spadł i wyjść nie można. (?)
Nie inaczej było za kolejnym razem... K. uznała, że sukcesem będzie złapanie klamki od drzwi wejściowych i jednoczesne trzymanie worka ze śmieciami w drugiej... Potem powinno pójść łatwiej. K. pomyślała że może pod osłoną nocy...
Kiedy już któregoś dnia znalazła się na dworze (w butach U. bo łatwiej założyć) dzierżąc w garści śmieciowy worek, zaczęła się rozglądać za stosownym pojemnikiem (pytać mamy U. o lokalizacje tegoż nie chciała bo skończyłoby się jak zwykle). Wioska... znaczy się każdy dom ma swój kubeł... ale gdzie? szurając, za dużymi butami U. wypełzła na ulicę, kubłów śmieciowych ni widu, ni słychu... i to nawet pół. Okazały się być bardzo skutecznie ukryte w murkach przy podjazdach...
Wałęsająca się koło domu K. z worem śmieci i w o wiele za dużych butach musiała wyglądać nadzwyczaj ciekawie...




poniedziałek, 14 stycznia 2013

Kryzys ;)

K. rozmawia z Rodzicielką przez telefon:
- A tak chciałam zapytać, wszystko dobrze u was?
- Tak, mamo a czemu pytasz?
- Nie kłócicie się?
- Eee, Yyy nie? a czemu mielibyśmy sie kłócić? Zresztą, zapytam U. ale nie wydaje mi sie abyśmy sie kłócili...
- Bo babcia mówiła że coś tam słyszała, czy jej sie zdawało że wy jakieś problemy macie i kłocicie sie
- Hmm... nie, raczej nie...a skąd niby babcia ma te newsy?
- No słyszała gdzieś na wiosce ponoć...

Tak to ludzie mający praktycznie zerowy kontakt z K. (nie mówiąc już o U.) wiedzą że u K. i U. źle sie dzieje. K. jak zwykle dowiedziała sie o tym ostatnia ;) Nieco rozbawiona tym K. poszła do U. z pytaniem...

- Kochanie, mamy jakiś kryzys?
- Ja Ci udusze! ile mozna gadac przez telefon?!
- A widzisz jak to dobrze? Ja codziennie czekam i czekam aż skonczysz gadać i co? może Cie też mam udusić? ;)
- No tyle razy prosze i jednak jeszcze nie udusiłaś!!!
- ...

To jest ten kryzys czy nie? :D

niedziela, 6 stycznia 2013

Wielkie pakowanie...

K. sie pakuje. Jedzie razem z U. do Bawarii na prawie 2 miesiace.
Spakowala 2 walizki najpotrzebniejszych ubran - przeciez nie wie co bedzie chciala akurat ubrac danego dnia. Spakowala tez kilka ksiazek do czytania, kilka kucharskich, kilka do niemieckiego, komputer, tablet graficzny, ulubione foremki do pieczenia (przeciez w Niemczech takich nie ma)...
U. tak spojrzal i zagail:
- Ale ty kochanie wiesz ze tu jeszcze wracamy, tak?

No... niby tak, ale skad K. ma wiedziec co jej bedzie potrzebne w Bawarii???

piątek, 4 stycznia 2013

Troskliwa Młodsza

K. i U. odwiedzili dziś brata i bratową U. Siedzą wszyscy przy stole, rozmawiają, nagle Młodsza przejawiła troskę o swoją mamę:
- Mamusiu zjedz sobie pierniczka - zaproponowała Młodsza
- Dziekuje Młodsza, ale wiesz, że mam alergie na mąke, jajka, mleko... a to wszystko jest w tych pierniczkach- wyjaśniła bratowa U.
- Ale przecież nie ma papryki a na nią tez masz alergie! - stwierdziła Młodsza