poniedziałek, 4 marca 2013

Preria

K. dziś miała dzień przygód na swej prerii - musiała załatwić wszystkie papiery umożliwiające wyjście za mąż za niejakiego Pana U. ;) Preria + załatwianie spraw = przygoda.
Preria (bo tak ją nazwała K.) jest całkiem ładnym zakątkiem. Kilkaset metrów od rodzinnego domu K. zaczynają się totalne odludzia po których można się plątać kilka godzin nie spotykając nikogo - no może jakiegoś zająca, lisa albo sarnę. Mieszkancy prerii raczeni są teatrzykiem ze strony Wójta oraz jego przeciwników - jednak poza coniedzielną mszą jest to jedyna rozrywka. Do prerii zalicza się także pobliskie miasto powiatowe. Gdy K. pewnego dnia umyśliła sobie, że pojedzie pociągiem z miasta powiatowego do Wrocławia to od pani sprzatającej i zarazem jedynej osoby na całym dworcu dowiedziała się że biletu nie kupi bo komputer się zepsuł - trzy tygodnie temu i nie wiadomo kiedy naprawią i w związku z tym pani kasjerka ma od trzech tygodni przymusowy urlop. Dowiedziała się także, że sama musi sobie odpowiedzieć na pytanie z którego peronu odjedzie pociąg do Wro bo Pan Megafonowy jest na urlopie, toteż pociągów nikt nie zapowiada :)

W USC dostała do wypełnienia wniosek na druku z 1970 r. i się uśmiechała pod nosem wypełniając go bo pani urzędująca była wiecej niż przerażona że ktoś przyszedł i śmiał poprosić o "międzynarodowe zaswiadczenie o zdolności do zawarcia związku małżeńskiego za granicą" kiedy to ona nigdy czegoś takiego nie widziała.
Potem przyszedł czas na opłaty skarbowe. K. odstała swoje w kolejce potem podeszła do okienka, wyartykułowała co chce, pani uznała że K. to jednak się coś pomyliło i ma sprawdzić i znów podejść, co też K. posłusznie uczyniła, sprawdziła i chciała podejść do tej pani po raz drugi...
- ale ja tuuu od 6 stooje, na koniec kolejki trzeba iść - zaskrzeczała jakaś starowinka
Jako że K. humor miała dobry, to zamiast się z babcią kłócić, stanęła w kolejce jeszcze raz.
- A czemu pani drugi raz w kolejce stoi??? - zapytał z oburzeniem groźnie wyglądający pan o gabarytach 3x3, stojący gdzieś w środku kolejki
- Proooosze, prooosze ja panią puuuuszcze, prooosze przede mnie... - zaskrzeczała ta sama babulinka ;)

K. musi jednak przyznać, że mimo tego że Preria administracyjnie stoi troche w tyle za wielkimi miastami, to jednak nigdzie nie spotkała się z podejściem "nie wiem i mnie nie obchodzi". Panie urzędujące w obydwóch urzędach po przedstawieniu sprawy przez K. uruchamiały sieć kontaktów typu "Ty Hania miałaś takie coś już? Jak to zrobić?" i sprawę ogarnęły.

6 komentarzy:

  1. No proszę, a jednak można ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. większość rzeczy się da, tylko trzeba chcieć. Na prerii anonimowość nie istnieje i ludzie wiedzą że najszybciej mogą liczyć na siebie nawzajem bo wszystko czego potrzebują, jest troche trudniej dostępne niż w wielkim mieście, więc pomagają sobie.

      Usuń
  2. zycze powodzenia w dalszym zalatwianiu spraw slubnych, moze sie przydac bo umiejscowienie aktu malzenstwa w urzedzie stanu cywilnego w 200 tys miescie tez jest niezla przygoda :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ojej, dobrze,że ogarniasz:)

    OdpowiedzUsuń
  4. przez przypadek weszlam na Twoj blog...i jak siadlam , tak przeczytalam do konca - SUPER PISZESZ !!!;-)...oj usmialam sie nie raz ...tak, ze bede Twoja stala czytelniczka ;-)...rowniez mieszkam na Bayerach od ponad 20 lat ! ale chyba jestem troche starsza od Ciebie ;-)...zycze Ci duuuuzzzzzooooo SZCZESCIA I MILOSCI !!!---T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i jest mi bardzo miło że blog Ci się podoba i będziesz zaglądać :)

      Usuń