czwartek, 2 października 2014

Ja, ja, Umzug!

      Na początku września wyjechaliśmy z U. i Schwiegermutter do bawarskiej wioski by opróżnić cały dom. A było co z niego wywozić jak już pisałam. Dwa tygodnie po nas,  w Bawarskiej Wiosce zjawili się Trzej Muszkieterowie od przeprowadzek i choć wszystko było ustalone i obgadane, to chyba nie dokońca zdawali sobie sprawę z tego, co ich czeka... Umówili się tylko, że jak nie będą wiedzieli co ktoś od nich chce, to będą powtarzać "Ja, ja Umzug!" (Umzug = przeprowadzka). Przeszli się po domu, pooglądali i wzieli się do roboty. Lekko stwierdziliśmy, że zanim o 12:00 dojedzie TIR to już wszystko będzie zafoliowane i przygotowane do wyniesienia. Koniec końców, foliowanie, wynoszenie i układanie tego w przyczepie TIR-a zeszło do jakiejś 18.00, U. kilkakrotnie doświadczył stanu przedzawałowego, bo będąc np. na parterze usłyszał potworny huk, a wiedział że panowie na górze akurat pakują jego ulubiony designerski stolik ze szklanym, piekielnie ciężkim blatem. Panowie, znając już wrażliwość swojego klienta za każdym razem krzyczeli "Streeetch!!!" bo to tylko rulon folii z hukiem padł...
      TIR, który miał pomieścić absolutnie wszystko i jeszcze mieć trochę wolnego miejsca, odjechał po 18.00 do Wrocławia, załadowany po sufit. Uff! no to jeszcze kilka mebelków zapakować do mniejszej ciężarówki ekipy przeprowadzkowej i można ruszać do Lipska, zahaczając po drodze o Norynbergę, bo U. wyszedł z założenia że skoro i tak jest po drodze, to zrobi jeszcze małe zakupy mebelkowe i tak się złożyło że ktoś wystawił takie ładne na eBay. Tym sposobem staliśmy się włascicielami 40-letniego, pięknego stołu, 5-ciu ludwikowskich krzeseł i równie starego regału na książki. A w samym Lipsku, ktoś wystawił na eBay piękną starą witrynę... Wszyscy padli spać o 3 nad ranem by kolejnego dnia znów nosić mebelki... tym razem z ciężarówki do mieszkania. Tak więc dzielna ekipa przeprowadzkowa, jeździła za nami 3 dni po Niemczech (bo zanim dojechali do Bawarskiej Wioski, to też zgarniali dla nas mebelek z innej części Niemiec) i słowo: zastanawiam się, czy kiedykolwiek jeszcze odbiorą telefon od U. ;) Bo nawet jak piszę "załadowaliśmy" to wiadomo, że nie ja osobiscie, nie U. tylko tych trzech nieustraszonych... Noszenia i dźwigania było co niemiara.

Tak więc etap Bawarskiej Wioski prawie skończył się bezpowrotnie. Prawie, bo wczoraj w nocy przyjechały kartony, których Schwiegermutter nie zdążyła spakować wcześniej. U. lekko oszacował, że będzie ich ze 4-5 bo przecież TIR i ciężarówka już wyjechały zapakowane po brzegi. Znając minimalistyczne upodobania teściowej uznałam, że będzie ich raczej 45 i niewiele się pomyliłam...
Babulinka niestety nie pomyślała, żeby sprawdzić czy nie są za ciężkie bo wyszło, że większość jest cięższa niż ja (wierzę U. na słowo bo jak podnosi mnie, to jednak w połowie drogi nie kładzie na ziemię i nie przesuwa na miejsce a kartony musiał). W przypadku U. który jest po 8 operacjach kręgosłupa całkiem nieśmiesznie to wyszło a na dodatek Schwiegermutter, zapytana dziś przez nas, czy to już wszystkie kartony odpowiedziała:
- Nein...

Tak więc dziś z U. jesteśmy w klimacie filmu "Starsza pani musi zniknąć"

4 komentarze:

  1. Tak, tak! "Dreimal umziehen ist wie einmal abbrennen" - czyli trzy przeprowadzki równają się jednemu spaleniu :) Czy to przeprowadzka do domku kupionego przy pomocy "umowy przestępczej" ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaczynam się bać, bo przeprowadzki to my mamy 4 w tym samym czasie. Bardzo byśmy chcieli się przeprowadzić juz do domu na działce przestępczej ale... póki co, jest tam tylko łąka. Piękna co prawda, wśród lasów, ale survival nie dla nas ;) Budowa zapewne ze 2 lata potrwa a jeszcze nie zaczęliśmy.

      Usuń
  2. No wiesz jakby na to nie patrzeć, U. niosąc swoją K. niesie "słodki ciężar" a taki wiadomo uśmierza każdy ból :D Kartony to jednak inna bajka :]
    Mi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zwłaszcza kartony wypchane książkami i uzupełnione KASETAMI MAGNETOFONOWYMI wrr...

      Usuń