piątek, 14 września 2012

Saarland

Godzina 5:30 rano, Serways przy autostradzie, gdzieś w czeluściach Niemiec:
- Przepraszam, toaleta jest na dole, tak? - zapytała nieprzytomna K. dwie panie z nadzwyczaj wesołego i rześkiego personelu
- Tak, (tu nastapił niezrozumiały dla K. świergot obydwu bardzo wesołych pań) 
- eee, przepraszam, nie wszystko rozumiem, nie mówie za dobrze po niemiecku... - wyjaśniła K. patrzac nieprzytomnie na roześmiane panie
- hihi hi hi, o tej porze nikt nie mówi dobrze po niemiecku, hi hi hi - odpowiedziała jedna z nich
- hmm chyba się nie zrozumiałyśmy... w ogóle jak można o tej porze być tak wesołym? - pomyślała K. i zaczeła szukać schodów...

Niedługo po 8:00 dojechali na miejsce. Dość osobliwe miejsce bo bardzo malownicze, całkiem poziomych ulic nie stwierdzono. Wszystkie miejscowości mają taki francuski, małomiasteczkowy klimat, drogi natomiast zdecydowanie polskie (biorąc pod uwagę kąty nachylenia owych dróg K. chyli czoła przed robotnikami którzy niegdyś zdołali wylać tam asfalt i wcale się nie dziwi, że nie garną się do naprawiania powstałych dziur). Chodząc po uliczkach miasteczka ma się wrażenie jest się na końcu świata i że dalej za tymi miasteczkami nie ma już kompletnie nic. Ludzie, a zwłaszcza kobiety zdecydowanie amerykańskie i tylko niemiecka mowa oraz wszędobylskie Backerei z preclami na czele, przypominały, że jesteśmy w Niemczech.

Co do tych kobiet, to nie chodzi o ich gabaryty ale o zaniedbanie... bo żeby na miasto wychodzić w wyciągniętych dresach i z tłustymi włosami? Przed wyjazdem uważała, że ulubiony w Polsce zestaw skarpetki + sandały tudzież klapki to obciach. Po kilku dniach spędzonych w Saarlandii uważa, że jeśli te skarpetki stanowią parę, to jest całkiem nieźle ;) 

Ilekroć K. chciała zwyczajną herbatę z cytryną, miała wrażenie, że ma wymagania z kosmosu bo... w ogóle czarna herbata?? w dodatku z cytryną??? kto to widział tak pić? Toż to Niemcy nie Anglia!
Dostała takową jedynie w hotelu i właściciela hotelowej restauracji będzie za to wielbić na wieki ;)

Dziwne to było miejsce, choć wypad zalicza się do tych udanych, bo K. lubi poznawać wszytko co inne niż polskie :)

3 komentarze:

  1. Hahh :D
    ja również całkiem miło wspominam mój zeszłoroczny trzytygodniowy powód na Bawarii, aczkolwiek nie miałam problemów z kupieniem czarnej herbatki z cytryną. ;)
    pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  2. Po dwóch tygodniach pobytu w malowniczym, pięknym, cudownym miejscu w górach Schwarzwaldu moim jedynym marzeniem kulinarnym był... chleb. Suchy, świeży, pachnący, najlepiej jeszcze ciepły. Zwykły, polski chleb :).
    Co nie znaczy, że ichni chleb był zły. Ale nie był "nasz".

    OdpowiedzUsuń
  3. Bawaria i Saarland to sa dwa rozne swiaty. Pol serce mam w Bawarii a pol serce i milosc w Polsce... w Saarlandii mam tylko pracy i walcze tam z ludzmi ze beda miec dostep do przyszlosci ale wszystko co dla nas jest normalnie (internet itd.) jest tam jeszcze zle i chyba traktowany jak czarna magia. Bawaria to po prostu fajna kultura, swietne bulki, brezel... tam sa wiele wloskich restauracjach gdzie jest zakaz zamowic ketchup do pizzy ;-) a tam jest porzadek i czysty. Oczywiscie tam tez nie jest wszystko dobrze poniewaz jest jednak Niemcy tam ;-) ale czasami w Polsce czasami w Bawarii to jest fajna kobinacja. Pozdrawiam U.

    OdpowiedzUsuń