niedziela, 18 grudnia 2011

Kokos

K. od czasu wyjazdu U. miewa różne ciekawe pomysły. Ostatnio podczas małych zakupów zobaczyła na półce kokos. O! tego to jeszcze nie było!
Uśmiechneła się sama do siebie, wybrała jedynie słuszny, najlepszy egzemplarz i poszła do kasy.
Kokos przeleżał 2 dni na parapecie kuchennym, aż to w końcu postanowiła sie do niego dobrać. Akurat rozmawiała przez telefon z U. który gorąco odradzał jej robienie z kokosem cokolwiek innego poza patrzeniem na niego. K. jednak sie uparła go otworzyć i zjeść!
W otwieraniu kokosa brały udział niemal wszystkie przybory kuchenne od noży, przez widelce (?) po korkociąg. Ostatecznie kluczem od drzwi tarasu (!) udało się jej zrobić małą dziurkę. Niby fajnie ale jednak nie ten efekt... Zabrała kokos i zeszła do piwnicy w poszukiwaniu bardziej konkretnego rozwiązania. Znalazła wielki, ciężki, gumowy młotek. To jest to! Zamachnęła się i uderzyła w kokos. Ten jednak odskoczył i potoczył się w kąt. K. rozejrzała się po piwnicy raz jeszcze.
Hmm... szlifierka? Ale jak by to tu włączyć...
I tu K. doznała olśnienia, które powinno nastąpić na początku - uznała, że zapyta wujka Google jak sobie z tym radzą inni (z kokosem, nie szlifierką). Pobiegła do komputera, poczytała, następnie włożyła kokos do gorącego piekarnika, wyjęła po kilku minutach i lekko uderzyła w niego małym młotkiem. Kokos się poddał od razu :)
K. jednak po zaciętej walce przestała mieć na niego ochotę, połamała więc na kawałki i włożyła do lodówki. Niech teraz sobie poczeka...

2 komentarze:

  1. Bo jak się okazuje kokos może być wdzięcznym tematem na notkę. Tym bardziej na notkę niedzielną.

    OdpowiedzUsuń