sobota, 24 grudnia 2011

Last Minute, Last Christmas ;)

Sobota, 24 grudnia, 6.30 rano. Dzwoni telefon....
K.... kogo pozamiatało żeby wydzwaniać o tej porze...
- Słuchm?
- Dzień dobry, ja już tu na panią czekam pod domem.
???... ????? kto do diabła o tej godzinie, chyba pomyłka - zdiagnozowała w myślach K. AAAAAAAAAA Tak... taksówkaaaaAAAAAAaaaaa - sama ją zamawiała dzień wczesniej na punkt 6.30 rano by na pewno nie spóżnić się na pociąg.
- Dziękuję, już wychodzę - odrzekła K. juz bardzo przytomnie, nie uściślając jednak, że właśnie wychodzi z łóżka a nie z domu.
Tu nastąpił armagedon, ubieranie czegokolwiek co się nadawało, szaleńczy slalom po całym mieszkaniu, gaszenie, zapalanie, znów gaszenie świateł, kurtka, szalik, przestawianie kwiatków (?), ścielenie łóżka (bo bez tego to sie nie da wyjść z domu) torby w liczbie 2 (szczęśliwie spakowane dzień wcześniej)  i wyjście jak gdyby nigdy nic z domu...
- Obudziłem panią? - zgadł taksówkarz
- Nie, nie, tylko klucza szukałam...
Taksówka odjechała w kierunku PKP, K. spojrzała na zegarek - 6.34... no tak... znów profesjonalnie zagięta czasoprzestrzeń...
Na PKP dojechała 20 minut przed odjazdem pociągu... No comment...

Dojechała na swoją prerię, ściągneła buty i ujrzała 2 skrajnie różniące się miedzy sobą skarpetki...

A skoro już dojechała i spedzi święta w rodzinnym gronie, to i Wszystkim Czytającym życzy, spokojnych i rodzinnych  Świąt :)
http://www.youtube.com/watch?v=E8gmARGvPlI

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz